Offline
Po remake’ach 1 i 2 tylko delikatne odświeżenie trójki boli - nawet bardziej, niż podobny przypadek Halo 3 w MCC, bo przecież tam kampania zajmowała kilka, a nie kilkadziesiąt godzin. Uwstecznienie rozgrywki jest męczące i jestem zły na devów i wydawcę, że trzecia odsłona nie doczekała się wersji Kiwami. Zamiast tego podbito rozdziałkę i płynność oraz niby poprawiono nagrania głosowe, ale to nic przy cofnięciu zapisu do savepointów i wykastrowaniu mapy oraz interfejsu z elementów, które czyniły zabawę przyjemną i bardziej współczesną.
Można dywagować, że markery prowadzące za rączkę rozleniwiły graczy (tutaj są tylko dla zadań głównych i wskazania pobocznych, ale nie już w obrębie tych drugich, przynajmniej ich zdecydowanej większości). Assassin’s Creed jakiś czas temu postanowiło dać możliwość samodzielnego szukania aktywności na mapie, ale tam dostęp do niej jest nieporównywalnie wygodniejszy, a ona sama czytelniejsza. W trójce względem Kiwami staje się ona mało użyteczna, pozbawiona wielu znaczników, a dodatkowo trudno zoomowalna.
Także system rozwoju zanotował regres - skille pogrupowano w tabelce i bez pomocy poradników nie wiadomo, co się pojawi dalej w danym drzewku. Ciężko narzekać na coś, co w swoim czasie było standardem, ale równocześnie trudno nie psioczyć na takie podejście właścicieli praw do marki, którzy tym razem nie sypnęli już groszem i zdecydowali się jedynie przypudrować część trzecią tu i ówdzie, by ruszyła na sprzęcie 8. generacji. Kto wie, być może Kiwami nie sprzedały się na tyle dobrze, by uzasadnić kolejny projekt tego typu dla trójki.
Jest też kwestia fabuły - ta przez dłuższy czas mało przypomina poprzednie Yakuzy, bo Kiryu w końcu założył własny dom dziecka i teraz, wzorem wielu filmów, musi walczyć o jego istnienie, a przede wszystkim rozwiązywać wielkie problemy swoich małych ludzi. Zmienia się to po dobrych kilku godzinach, ale z uwagi na wszystko powyższe są one dość męczące.
To wszystko sprawia, że mój afekt do tej odsłony dojrzewał dużo dłużej, niż do poprzedników. Gdy w końcu się rozegrałem było mi łatwiej, ale początek mocno mnie wymęczył. Ochotę do grania odzyskałem po dojechaniu do znajomego Kamurocho, ale ciężko nie ulec wrażeniu, że to znowu kserokopia - misje poboczne z cheklisty, ale przede wszystkim główny wątek znów dążący do podobnego finału, tym razem jednak z kiepskim podsumowaniem całości. Mam nadzieję, że instalująca się właśnie część czwarta zmyje pewien niesmak, jaki pozostawiła we mnie trójka.
Można dywagować, że markery prowadzące za rączkę rozleniwiły graczy (tutaj są tylko dla zadań głównych i wskazania pobocznych, ale nie już w obrębie tych drugich, przynajmniej ich zdecydowanej większości). Assassin’s Creed jakiś czas temu postanowiło dać możliwość samodzielnego szukania aktywności na mapie, ale tam dostęp do niej jest nieporównywalnie wygodniejszy, a ona sama czytelniejsza. W trójce względem Kiwami staje się ona mało użyteczna, pozbawiona wielu znaczników, a dodatkowo trudno zoomowalna.
Także system rozwoju zanotował regres - skille pogrupowano w tabelce i bez pomocy poradników nie wiadomo, co się pojawi dalej w danym drzewku. Ciężko narzekać na coś, co w swoim czasie było standardem, ale równocześnie trudno nie psioczyć na takie podejście właścicieli praw do marki, którzy tym razem nie sypnęli już groszem i zdecydowali się jedynie przypudrować część trzecią tu i ówdzie, by ruszyła na sprzęcie 8. generacji. Kto wie, być może Kiwami nie sprzedały się na tyle dobrze, by uzasadnić kolejny projekt tego typu dla trójki.
Jest też kwestia fabuły - ta przez dłuższy czas mało przypomina poprzednie Yakuzy, bo Kiryu w końcu założył własny dom dziecka i teraz, wzorem wielu filmów, musi walczyć o jego istnienie, a przede wszystkim rozwiązywać wielkie problemy swoich małych ludzi. Zmienia się to po dobrych kilku godzinach, ale z uwagi na wszystko powyższe są one dość męczące.
To wszystko sprawia, że mój afekt do tej odsłony dojrzewał dużo dłużej, niż do poprzedników. Gdy w końcu się rozegrałem było mi łatwiej, ale początek mocno mnie wymęczył. Ochotę do grania odzyskałem po dojechaniu do znajomego Kamurocho, ale ciężko nie ulec wrażeniu, że to znowu kserokopia - misje poboczne z cheklisty, ale przede wszystkim główny wątek znów dążący do podobnego finału, tym razem jednak z kiepskim podsumowaniem całości. Mam nadzieję, że instalująca się właśnie część czwarta zmyje pewien niesmak, jaki pozostawiła we mnie trójka.