Ryse: Son of Rome (XBOXONE) - komentarze

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8909 / 10800) lvl 13 ]1 kudos
Ryse to ostatni tytuł, na jaki się skusiłem w ramach powoli kończącej się subskrypcji Game Pass i bodaj największe zaskoczenie. Nigdy bym się tego nie spodziewał, ale najbardziej w grze Cryteku spodobała mi się... historia. To dla mnie tym większy szok, bo przecudnej urody Crysisy były pod tym względem zwyczajnie grafomańskie i przekombinowane. Tutaj dostajemy dość prostą historyjkę o rzymskim legioniście z motywem zemsty i pytaniem, czym tak naprawdę jest Rzym i co stanowi jego istotę. Autorzy zderzyli cywilizacyjny dorobek i dość światłe podejście do wcielania do Imperium kolejnych nacji z szaleństwem i egoizmem niektórych jego władców. W dużej części przyczyniają się do tego całkiem ciekawie nakreślone postaci, ale także atmosfera, budowana choćby poprzez zderzenie rzymskiej karności i myśli technicznej z barbarzyńską furią i przewagą liczebną. Jest tu korzystanie z machin, wydawanie prostych, w gruncie rzeczy oskryptowanych rozkazów, atakowanie w formacji i krycie się przed ostrzałem wroga pod tarczami, co smakuje nadzwyczaj dobrze. Do tego walka w zwarciu to prawdziwa, pełna latających kończyn i głów krwawa uczta. Solą gry są znane z pokazów przedpremierowych egzekucje - Marius (protagonista) oprawia swoich adwersarzy jak wieprzki na święta. Wygląda to rewelacyjnie, ale posiada trzy ogromne wady, które wyszły na jaw świeżo po premierze Ryse. Pierwsza - rozpoczęty finisher to już samograj, bo nasz dzielny legionista żywemu nie przepuści i błąd we wciśniętym w QTE klawiszu nie daje przeciwnikowi się odegrać. Druga - modeli przeciwników jest jeszcze mniej, niż w podstawowej edycji oryginalnego Wiedźmina. Poszczególne ich rodzaje mają maksymalnie ze 2 warianty, więc szybko zaczynamy walczyć z armią klonów. Wada trzecia - w wielu kluczowych momentach gra odbiera graczowi kontrolę nad postacią, niczym starszy brat na zasadzie "daj, bo i tak nie umiesz, to ci przejdę". Już zbiłeś pasek życia bossa do prawie zera, już czekasz na efektowny finisher i... kupa, nie jesteś godzien. Wielka szkoda, Ryse w ogólnym rozrachunku wyszłoby bez tych błędów może nie na ósmy cud świata, ale na pewno byłoby dużo kompetentniejsze. Jest piękne (te widoczki, te pejzaże...), w większości satysfakcjonujące, ale niekompletne. Mimo to trzeba przyznać, że przetarło szlak - przyciągnięcie w slasherze kamery za plecy postaci i uczynienie przez to walki bardziej osobistą, to nie jest pomysł ostatniego God od Wara czy Hellblade, bo pojawiło się już na start "konsoli bez exów", trochę wyszydzanego Xboksa One. Kto wie, czy na Senuę bądź Kratosa dalej nie patrzylibyśmy lekko z góry, gdyby nie Marius.


Liczba czytelników: 475847, z czego dziś dołączyło: 2.
Czytelnicy założyli 53870 wątków oraz napisali 676155 postów.