Graliśmy w Witchfire - nowy rogalikowy shooter od twórców Painkillera (PC)
Rozgrywka w Witchfire jest o tyle ciekawa, że grę można odpalić zarówno na kilka minut, jak i wsiąknąć w nią na przynajmniej godzinę. Pierwsze wyprawy trwają zresztą właśnie ledwie parę chwil – musimy zdążyć wrócić do Hermitorium zanim zamknie się portal. Inaczej będziemy mieli przechlapane, bo znalezienie alternatywnej drogi ewakuacji nie jest łatwym zadaniem. Jeśli zaś zdecydujemy się poddać, stracimy znaczną część zdobyczy.
Warto więc mierzyć siły na zamiary, by z pojedynczej wyprawy wyciągnąć jak najwięcej, ale nawet jeśli nasz plan się nie powiedzie, to czas tam spędzony nie pójdzie na marne. Przed wyruszeniem do akcji warto odwiedzić też warsztat, gdzie zlecimy pracę nad rozwojem naszego ekwipunku czy ulepszaniem zaklęć. Czary podzielono na jakby dwie grupy – jednych możemy używać częściej i są one przydatne, ale dopiero te drugie, których użyjemy rzadziej, sieją większe ofensywne spustoszenie. Oprócz czarów mamy też coś na styl amuletów, poprawiających nasze statystyki czy np. wspomagających leczenie.
Ciekawe jest także menu ulepszeń broni, które możemy awansować na trzy poziomy. Ciekawe, bowiem nawet teoretycznie słaba pukawka na trzecim stadium może stać się bardzo zabójcza. Nie warto więc od razu przekreślać początkowo – wydawałoby się – słabego pistoletu.
Po powrocie z misji odbierzemy postępy zleconych wcześniej prac, by na kolejne starcie wyruszyć lepiej przygotowanym. Takie – nawet z pozoru średnio udane i trwające kilka chwil – eskapady mogą też nam pomóc w zebraniu cennych surowców. Szczególnie mam tu na myśli zioło, z którego przyrządzamy jakże niezbędne eliksiry leczące. Bez nich trudno popchnąć postępy do przodu, bo wiecznie będzie nam brakować paska życia. Początkowo i tak możemy dźwigać tylko jedną fiolkę, ale im dłużej będziemy grać, tym w teorii będzie nam łatwiej – bo weźmiemy ze sobą więcej medykamentów.
Mam jednak pewne zastrzeżenia do zbyt dużego nacisku na mechanikę zbieractwa – wspomniana roślina pojawia się na planszy w losowych miejscach, jest do tego dość słabo widoczna i często mocno "obstawiona" przeciwnikami. W efekcie trochę zbyt często gracz musi wyruszać na wyprawy tylko po to, by zgarnąć niezbędne do wytworzenia życiodajnych mikstur zielsko, co sprowadza się do biegania po planszy w kółko i upierdliwych poszukiwań za krzakiem.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler