Dying Light: The Following - już graliśmy (PC)
Dying Light to, moim skromnym zdaniem, jedna z najlepszych gier ubiegłego roku. Produkcja Techlandu nie była idealna, miała takie i inne niedociągnięcia, ale jednocześnie oferowała niesamowity klimat. Osobiście miałem wrażenie, że przeniosłem się do świata The Walking Dead. Ciągłe zaszczucie, zaawansowane możliwości przemieszczania, walka o przetrwanie - to coś, co naprawdę do mnie przemówiło i z niecierpliwością wyczekiwałem na pierwszy duży dodatek, czyli The Following. Niedawno trafił on w moje ręce dzięki uprzejmości wrocławskiego studia. Czy warto zaznaczyć w kalendarzu dzień oficjalnej jego premiery? Czytajcie dalej, a być może się dowiecie.
Przez kilka ostatnich dni miałem do czynienia z edycją rozszerzoną Dying Light, uzupełnioną o The Following. Deweloperzy udostępnili mi mniej więcej 2 godziny wątku fabularnego oraz całą mapę do zwiedzania w trybie tzw. swobodnej eksploracji. Nie jestem w stanie ocenić historii, ale po tych mniej więcej dwóch godzinkach mam wrażenie, że powinno być w porządku.
Zacząłem od tego, że Kyle Crane, główny bohater, dowiedział się o jakimś tajemniczym miejscu na obrzeżach Harran. Miejscu, w którym ludzie odporni są na ugryzienia umarlaków. Protagonista, nie wyczekując ani chwili dłużej, postanawia znaleźć ową krainę i sprawdzić czy plotki znajdują odzwierciedlenie w faktach. Na miejscu okazuje się, że wszystko kręci się dookoła jakiejś sekty, przewodzonej przez Mamę – ktokolwiek by to nie był. Crane musi rozwiązać tę zagadkę i przeżyć, co oczywiście jest priorytetem.
Już pierwsze misje pokazują, że deweloperzy nie chcą, abyśmy bawili się w kuriera. Zaraz po dotarciu do farmy, na której miałem pozyskać pierwsze konkrety, dostałem robótkę, bo wiadomo, że nic, w tym także informacje, nie są za darmo. Abym podjął się zlecenia potrzebowałem jednak pojazdu. Dostałem namiary na jeden w pobliżu i poszedłem go podwędzić. W ten sposób stałem się dumnym właścicielem własnych czterech kółek - maszyny typu buggy.
Samochód w The Following jest niezwykle ważny. Nie mamy tu bowiem rozległego miasta, znanego z podstawki, ale ogromne otwarte tereny (większe od Harran), po których poruszanie się jest istotnie utrudnione. Raz, że odległości są znaczne, a dwa, że wszędzie, gdzie nie spojrzeć, łażą krwiożercze pokraki. Wymusza to oczywiście nieco inne podejście do zabawy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler