Army of Two: The Devil's Cartel (XBOX 360)

ObserwujMam (11)Gram (3)Ukończone (7)Kupię (2)

Army of Two: The Devil's Cartel (XBOX 360) - recenzja gry


@ 17.04.2013, 16:50
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻


Pod względem gameplayu nowe Army of Two spośród standardowych TPS-ów wyróżnia się m.in. wspomnianym trybem Overkill, systemem Aggro oraz możliwością modyfikacji specyficznej maski walczącego oraz jego broni. Pierwszy „ficzer” to nic innego, jak znana „wściekłość”. Po wbiciu odpowiedniej ilości punktów (niczym w Bulletstormie, za efektowne zabójstwa otrzymujemy pewną ich sumę, lecz jest to okrojony względem dzieła Polaków mechanizm) uaktywnia nam się takie cudo powodujące znaczne zwiększenie siły rażenia pukawki i sprawia, że stajemy się nieśmiertelni, a do tego, nie kończy nam się amunicja. Rozszerzeniem Overkill jest „duble Overkill”, czyli równocześnie aktywowanie berserkera naszego i kompana – wtedy czas zwalnia, a my nie. Daje to jeszcze bardziej śmiercionośne efekty i sieje taki popłoch wśród przeciwników, że Ci biorą nogi za pas. A przynajmniej się starają, bo i tak doskonale wiemy, że nie zdążą. Projektantom chyba skończyły się pomysły i w efekcie wrogowie na naszych oczach potrafią wyjść zza zamkniętych drzwi i to wcale nie małą kupką. Naturalnie, po skończonej wymianie ognia nie mamy możliwości zajrzenia do takich pomieszczeń, ale z tego co da się zaobserwować, to pokoje są wielkości… celi, czyli pi razy oko jakieś 4 metry kwadratowe. Ale skoro w Oplu Corsa mieści dziesięciu chłopa, to i taki metraż spokojnie wystarczy jako kryjówka dla uzbrojonych po zęby chojraków.

Army of Two: The Devil's Cartel (XBOX 360)

Aggro – zubożały względem poprzedniczek moduł taktycznego myślenia towarzysza broni. Ciągle twierdzę, że w tego typu produktach zawsze lepiej bawi się z żywym kompanem u boku. Jeśli jednak żaden znajomy nie chce się przysiąść do konsoli, pozostaje zabawa prze Internet lub solo. Druga opcja jest o tyle nieciekawa, że rozgrywka staje się bardziej wypłowiała i wyprana z emocji. Lepiej pośmiać i pożartować z prawdziwym ziomkiem, a nie krzyczeć do TV, racja?
Oprócz tego, że przycisk „back” na padzie od X360 służy nam za pokazanie alternatywnej drogi do szybkiego przejścia poziomu, to za każde taktyczne zagranie takie, jak np. oflankowanie pozycji wroga, zajście go od tyłu lub wyratowanie przyjaciela z opresji uzyskujemy dodatkowe punkty i pieniądze. Te możemy wydać na nowe wzory masek bohaterów, ulepszenia do giwer (jak i same pukawki) oraz uniformy. Wszystko, pomijając upgrade broni, to czysto kosmetyczne zmiany. Nie mają absolutnie żadnego wpływu na gameplay, a tym bardziej na nasze wymiatanie (poziom trudności średni tylko w końcówce sprawił troszeczkę kłopotów). Zbrojownia okraszona mianem „Weapon Loadout” pozwala na ujrzenie naszej piękności w pełnej krasie – trójwymiarze. Zmienić w niej możemy niemal wszystko. Od zmodyfikowania magazynka, przez lufę (zamocowanie tłumiku do strzelby to doprawdy kiepski pomysł), kolbę i celownik, kończąc na zmianie koloru poszczególnych elementów. Jest tutaj co wybierać i co montować, tak by zarobione pieniądze nie poszły na marne. Bilon zbieramy nie tylko poprzez koszenie kolejnych zastępów latynoskich przestępców, ale również przez niszczenie wszystkiego dookoła.

Army of Two: The Devil's Cartel (XBOX 360)

Tytuł śmiga na Frostbite 2, więc efektowna oprawa graficzna i zaawansowana destrukcja otoczenia powinna zwalać z nóg. Niestety, na konsolach tak nie jest. I nie ma się czemu dziwić, bowiem Xbox 360 i PlayStation 3 mają ostatnie chwile, aby pobyć jeszcze w świadomościach graczy z całego świata, ponieważ tuż za rogiem czekają już ich następcy. Koniec końców grafika jest nieadekwatna do tego, co w rzeczywistości mógłby zaoferować produkt. Straszą (dosłownie) tekstury rodem z 2006 roku, pokraczna animacja niektórych przeciwników, ograniczenia map (niewidzialne ściany) i konkretnie skopana mimika twarzy. Rozumiem, tępy zabijaka tępym zabijaką, są momenty w grze, kiedy kilka emocji by się przydało. Szkoda tym bardziej, że widoczki i ogólny design poziomów zasługuje na spore pochwały. Przemierzamy zróżnicowane otoczenie, nie tylko pustynne tereny, ale także bazę kartelu, dzielnicę slumsów (etap na dachach ze snajperkami to chyba przejaw najwyższej formy twórców z Visceral Games – z całym szacunkiem dla nich), czy luksusowy hotel. Przy czym widoczki są naprawdę w porządku i trzymają poziom. Szkoda, ze gra kuleje pod względem technicznym. Nie raz zdarzyło mi się, że kompan tak po prostu zawiesił się i za żadne skarby świata nie chciał ruszyć się z miejsca. Jak przykleił się do osłony, tak przy niej pozostał – do końca, jak prawdziwy żołnierz. W efekcie końcowym trzeba było restartować ostatni checkpoint, ale na szczęście deweloperzy w miarę gęsto je rozsiali, wiec powtórzenie niewielkiego wycinka mapy nie było problemem.

Suma summarum, Army of Two: The Devil’s Cartel wykonano jak najbardziej poprawnie. Bardzo żałuję, że nic ponadto – wiele mechanizmów napędzających poprzednie odsłony serii mogłoby, a nawet powinno, pozostać na swoim miejscu. Wyszło tak, że Visceral Games je albo wycięło, albo przerobiło. Taki los spotkał system osłon. Muszę powiedzieć, że nieco dziwacznie skonstruowany, albowiem by przykleić się do danego przedmiotu należy znaleźć się w odpowiednim miejscu. Innymi słowy: to program wskazuje nam kawałek winkla, w którym możemy się ukryć. Działa to rozmaicie. Niekiedy zupełnie nie przeszkadza, jest niewidoczne, by za chwilę wkurzyć jak jasny pierun. Ta dwojakość funkcjonowania tegoż rozwiązania powoduje, że z różnych perspektyw da się spojrzeć na to dzieło. Do niekorzystnego poglądu kilka złociszy dorzuca także brak klasycznego multika. To chyba największa wada nowej części marki Army of Two – o ile „jedynka” i 40th Day pozwalały pobawić się z innymi graczami, o tyle Kartel Diabła zawęża pod tym względem krąg wspólnego działania do lokalnej oraz sieciowej kooperacji. I to sprawdza się doskonale – dwójkowe akcje bawią, dają radochę i nawilżają nieco wysuszoną formę gameplayu.

Army of Two: The Devil's Cartel (XBOX 360)

Ukończenie tytułu na medium nie jest specjalnie wymagającym wyczynem. Powiedziałbym, że wręcz banalnym, z punktu widzenia wprawionego gracza. Wszystko dzięki (a może przez) magicznym zastrzykom, które posiada kompan. Pod gradem pocisków może tak się zdarzyć, że nieuważnie wybierzemy osłonę i skończy się to dla nas padnięciem na glebę. Wtenczas wyciągamy pistolet i dopóki odpowiedni pasek nie spadnie do zera, ostrzeliwujemy nieprzyjaciół. Wtedy czas ma towarzysz by wbić takową igłę w nasze zwalone cielsko i cudownym sposobem zawrócić zaprzyjaźnionej persony z połowy drogi na „ten lepszy świat”. Działa to w nieskończoność, co dodatkowo obniża poziom trudności. Raz, w ostateczności dwa, zdarzyło mi się, że Bravo nie dobiegł na czas, bo coś tam mu wypadło. Ale - jak wspomniałem - startujemy z niewiele oddalonego punktu kontrolnego i za chwilę znów siekamy aż miło. A jest czym – przekrój pukawek to solidne podstawy każdej strzelanki. M4, kałasznikow, wszelkie rodzaje shotgunów czy też minigunów. Naturalnie każdy typ zmodyfikujemy w specjalnym trybie w menu głównym, ale o tym również napomknąłem.

Army of Two: The Devil's Cartel (XBOX 360)

Kończąc moje wywody, śmiem twierdzić, że w Army of Two: The Devil’s Cartel spoczywają ogromne, ogromne, pokłady niewykorzystanego potencjału. Meksykańska wojna narkotykowa to wdzięczny temat nie tylko na filmy, czy książki, ale także na gry wideo. Call of Juarez: The Cartel od Techlandu nieco na tym polu zawiodło, gra Visceral Games całkiem nieźle nadrobiła straty rodzimego dewelopera. Mimo wszystko brakuje tutaj „jajec” – jak powiedziałem na samym początku – widzianych w poprzedniczkach. Alfa i Bravo mogą uczyć się charyzmy od Riosa i Salema, przez co są mniej wyraziści oraz mało przekonujący. Typowy, napakowany testosteronem, amerykański wymiar sprawiedliwości – karabinem, nie młotkiem sędziowskim. Skończyły się fory – Visceral otrzymuje ode mnie żółtą kartkę. Panowie, zawrzeć szeregi i skupić się na swojej robocie!


Długość gry wg redakcji:
4h
Długość gry wg czytelników:
7h 18min

oceny graczy
Dobra Grafika:
Frostbite 2 mógłby zdziałać cuda. Mógłby, gdyby tytuł wyszedł również na pecety.
Dobry Dźwięk:
Podobały mi się rapowe kawałki, które fajnie zostały przetkane pomiędzy kolejnymi etapami.
Dobra Grywalność:
Doskonale oddaje jakość całej produkcji - nie najgorzej, lecz nic ponad standard. Mimo wszystko przyjemnie upłynęło mi kilka godzin (4h na medium!!) z nowym Army of Two.
Dobre Pomysł i założenia:
Meksykańska wojna z kartelami narkotykowymi może nie jest bardzo oryginalnym pomysłem, lecz na tyle ciekawym, by stworzyć coś ponad dobre The Devi's Cartel.
Dobra Interakcja i fizyka:
Wspomniany Frostbite 2 pozwala na sporą destrukcję otoczenia, aczkolwiek nie rozwija w pełni skrzydeł na konsolach.
Słowo na koniec:
Wyszło ponadprzeciętnie. Za mało na "ósemkę", bo do tego przedziału trafiają bardzo dobre dzieła, ale 7 to już "dobre". I takie jest najnowsze Army of Two!
Werdykt - Dobra gra!
Screeny z Army of Two: The Devil's Cartel (XBOX 360)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosFox46   @   11:08, 18.04.2013
Heh czyli wyszło kolejny raz bez rewelacji, a szkoda. Może się kiedyś zakupi.
0 kudosmichosz   @   11:41, 08.08.2013
Dla mnie gra jest super , jedyne co mnie zmartwiło to to że nie można np tak jak w call of duty black ops 2 zrobić swoją mapkę i boty i free game tylko trzeba robić CO OP czy misje ale gra jest dobra i za brak offline serwerów i botów ocena nie 10 a 9.5 z tym że gra wyszła późno i w zasadzie jak tu inni pisali geary mogą ją pokonać na ranking pozdro