Czas na ostatni i – najpewniej – najważniejszy aspekt trzeciej Martwej Przestrzeni. Crafting. Nie tylko broni, lecz jako wielofunkcyjny stół, również do tworzenia amunicji (musicie wiedzieć, że nastąpiło uproszczenie - teraz jedno ammo służy do wszystkiego), pakietów medykamentów, stazy etc.. Można nim też zamontować ulepszenia dla giwer, skorzystać z gotowych schematów czy także przechować zbędny sprzęt. Tym samym zniknęły klasyczne miejsca przeznaczone do upgrade’owania „klamek” oraz budki od usprawniania oraz zmieniania kombinezonu. Ciuszków już niestety nie kupujemy, a zdobywamy w trakcie zabawy – tam też poprawiamy ich zdolności takie, jak np. wytrzymałość pancerza, ale również obrażenia zadawane przez stazę i kinezę. Szczególne uznanie kieruję w stronę człowieka, który wpadł na pomysł, żeby przekształcić nieco kanciaste i – nie oszukujmy się – mocno nieprzyjemne węzły z „jedynki” i „dwójki”, a także cały ten system tworzenia łączeń za pomocą wspomnianych przedmiotów, aby poprawić możliwości broni. Teraz wystarczy posiadać w rezerwie odpowiednią ilość surowców i w modelu drabinkowym wybrać kolejne usprawnienie. Prosto, łatwo i wygodnie! Sam materiał potrzebny do wyżej wymienionych czynności zbieramy z klasycznych skrzynek, niszczonych najczęściej stalową podeszwą. Czasem wypada on też z potworów (tutaj także polecam pocałować je na dobranoc buciskiem, bo może się okazać, że mają jeszcze więcej fantów do oddania) lub pochowane zostały w szafkach, nie-szafkach. W każdym razie miałem tylko dwa momenty, kiedy bałem się, choć faktycznie nie przytrafiło mi się to, o zapas amunicji. Ale za to 3/4 ekwipunku wypakowane miałem apteczkami. Niestety, nimi nie można rzucać w oponentów. Ostatnią deską ratunku w takiej sytuacji jest capnięcie kinezą za ostrze zabitego pobratymca i wpakowanie go w nogę, czy rękę stwora. Napomknę tylko o fajnym patencie na szybsze zbieranie minerałów – dzięki specjalnemu robocikowi znacznie łatwiej poprawimy naszą pozycję materialną. Myk polega na wybraniu dogodnego miejsca wskazanego przez skaner przypominający ten z karabinu pulsacyjnego z sagi o Obcym i puszczeniu go w poszukiwaniu cennych surowców. Istnieje trzecie wyjście z takiej sytuacji – mikrotransakcje, w grze nazwanej „downloadable content”. Z pewnością znane Wam jest zamieszanie związane z użyciem prawdziwej kasy, więc nie będę się zagłębiał w jej niuanse. Ważny jest fakt, że za realne pieniądze możecie znacząco ułatwić sobie rozgrywkę. Po prawdzie to mnie to ani nie ziębi, ani nie grzeje. Kto ma wystarczająco bilonu, by go przetracić na wirtualne gadżety, to zakupi je sobie. Kto nie ma – obejdzie się smakiem. Jednak jak napomknąłem, nie dopadł mnie głód apteczkowy, ani związany z amunicją. Nawet na ukończonym „hardzie” program wystarczająco obdarowywał mnie mniejszymi bądź większymi upominkami w postaci utensylii oraz „pestek”.
Warto powiedzieć również o przemianie głównego bohatera. Wiele osób narzekało na Izaaka Clarke’a z pierwszej odsłony. Główny zarzut spowodowany był jego małomównym charakterem. Ponadto graczy raziła zbyt mała więź łącząca ich z postacią, co znacząco utrudniało utożsamienie się i choć minimalne przejęcie się losem inżyniera. Dead Space 2 nieco ten stan zmienił, a trzecia część to zupełne przeciwieństwo starego Izaaka. Wygadany, rzucający co chwilę sarkazmem lub ciętą ripostą względem Nelsona, starego kumpla i obecnego partnera Ellie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler