Bulletstorm to shooter, wypada zatem mieć z czego strzelać. Wśród dostępnego arsenału znajdujemy zarówno giwery standardowe, jak i te bardziej egzotyczne. Z jednej strony mamy karabin, strzelbę, a nawet snajperkę, z drugiej natomiast kołkownicę, granatnik oraz wyrzutnię kulek. Tak, tak… kulek. Są one jednak po brzegi upakowane substancją wybuchową. Co ciekawe, każda spluwa posiada dwa tryby strzelania. Dla przykładu, prosty karabin potrafi zamieniać bandziorów w małą kupkę popiołu. Wystarczy wcisnąć ostrzał alternatywny, naładować lufę nabojami i wypalić wszystkimi na raz. Morderstwo gwarantowane.
Przeciwników do tłuczenia są tysiące. Mamy wśród nich chudzielców z maczetami, nieco większe mutanty z karabinami w ręku oraz prawdziwych bydlaków, wyposażonych w granatniki, wyrzutnie rakiet oraz mini-guny. Zabicie ich nie jest oczywiście szczególnie skomplikowane (nie grzeszą inteligencją), jednakowoż trzeba się wykazać zręcznością oraz pomysłowością. W grze napotykamy też kilku bossów. Osobiście odczułem pewien niedosyt, ponieważ jest ich nieco mało. Na szczęście nie sposób potraktować tego jako minus.
Drobny minusik przyznałbym natomiast lokacjom oraz kreacji głównego bohatera, czyli Greysona. Jeśli chodzi o projekty poziomów, są one naprawdę ciekawe i zróżnicowane. Mimo to, jesteśmy cały czas prowadzeni jednym, wcześniej zdefiniowanym torem. Gdy dochodzimy do jakiegoś rumowiska nie możemy nawet zdecydować czym je usunąć. Czasem też jesteśmy w stanie sami to zrobić, a innym razem tylko Ishi. Przydałyby się też ze dwa poziomy, w których rozgrywka odrobinę zwalnia. Fajnie byłoby rozwiązać jakąś drobną łamigłówkę, czy coś… bo ciągłe strzelanie, wcześniej czy później zaczyna się nudzić. Nie pomaga nawet system kill with skill. Po prostu ileż można, prawda?
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler