Jazda, jazdą, ale przecież nie tylko to się zmieniło. W rozszerzeniu twórcy postanowili przygotować system zaufania. Ludzie mieszkający na obrzeżach Harran nie są zbyt ufni wobec naszego bohatera. Aby otworzyli gębę i zaczęli zdradzać sekrety, trzeba najpierw ich do siebie przekonać. Robisz to oczywiście wykonując różne mniejsze i większe robótki. Początkowo jesteś traktowany jak obcy, ale z czasem stajesz się członkiem społeczności; szanowanym, poważanym i lubianym. A wtedy każde drzwi stają przed Tobą otworem. Im większe zaufanie, tym więcej profitów, warto więc być dla tubylców pomocnym.
Żadne rozszerzenie nie byłoby kompletne bez licznych mniejszych dodatków, w tym przypadku głównie schematów oraz niedostępnych wcześniej broni. Mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu – tu bez zaskoczenia – kusza. To wyśmienite narzędzie do eksterminacji oponentów i to nie tylko umarlaków. Jest cicha i skuteczna, można więc sobie na wiele pozwolić bez obawy o to, że po oddaniu jednego strzału dookoła zaroi się od truposzy. Oczywiście to nie jedyna nowość, jeśli chodzi o oręż. Opracowano mnóstwo różnych samoróbek, niedostępne wcześniej karabiny itd. Zdecydowanie jest w czym przebierać.
Dying Light to nie wyłącznie zabawa dla jednego gracza, ale również rozbudowane możliwości wieloosobowe. Po pierwsze, pamiętać należy o tym, że do tutejszego świata wkroczyć się da w większym gronie. Towarzyszyć może nam maksymalnie 3 innych graczy. Co ciekawe, jednego z nich możemy zabrać do buggy, jako pasażera, i wspólnie przemierzać okolicę.
Jeśli coop uznacie za mało interesujący, deweloperzy przygotowali coś jeszcze. W The Following wraca bowiem tryb Zostań Zombie, znany z podstawki, dopracowany i podrasowany. Maksymalnie czwórka graczy staje w nim oko w oko z jednym, wyjątkowo krwiożerczym volatilem – także kontrolowanym przez człowieka. Pojedynek jest niesymetryczny, ale jakże dynamiczny i wciągający. Volatile porusza się błyskawicznie, daleko skacze i może robić użytek z macek. Jeśli opanujemy wszystkie jego zdolności, stajemy się naprawdę niemożliwą do zatrzymania bestią. Wyszkoleni, wskakujemy w ciało umarlaka, a następnie nawiedzamy sesję stworzoną przez inne osoby. Oponentów mamy maksymalnie czterech, o czym pisałem przed momentem, ale sami także możemy zostać zaatakowani, jeśli uprzednio wyrazimy na to zgodę w opcjach rozgrywki. W trybie Zostań Zombie również oczywiście się rozwijamy, poprawiając umiejętności naszego protagonisty.
Jak widać, zawartości nie brakuje i dlatego The Following, a w szczególności Dying Light: Edycja Rozszerzona to wyśmienita inwestycja. Grafika jest ładniejsza niż w pierwowzorze, udźwiękowienie trzyma wysoki poziom (choć czasem kuleje polski dubbing), optymalizacja uległa poprawie, a zabawa bez problemu pochłonie przynajmniej kilkadziesiąt godzin Waszego czasu. Techland zrobił to znowu. Raz jeszcze pokazując, że jest deweloperem o ogromnych umiejętnościach. Nie mogę się doczekać na to, co dostaniemy od nich w przyszłości.
Świetna |
Grafika: Silnik podrasowano, a dzięki temu oprawa jest naprawdę bardzo dobrej jakości. Poprawiono też optymalizację. |
Dobry |
Dźwięk: Muzyka i efekty na plus. Drobne zastrzeżenia mógłbym mieć natomiast do dubbingu. |
Świetna |
Grywalność: Jak w przypadku podstawki, nie mogłem się oderwać. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Nowa mapa, buggy, niedostępna wcześniej broń i klimat niczym z The Walking Dead - nie trzeba mi nic więcej. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: W Dying Light czuję się, jak uczestnik apokalipsy zombie. To nie gra, to doznanie. |
Słowo na koniec: The Following to przykład tego, jak powinno się robić rozszerzenia. Inni deweloperzy mogliby się uczyć od Wrocławian! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler