Ostatnio filmowy cykl traktujący o perypetiach najlepszego agenta Jej Królewskiej Mości nie ma się najlepiej. Studio MGM zbankrutowało, przyszłość kolejnego projektu przez długi czas stała pod ogromnym znakiem zapytania i dopiero całkiem niedawno ogłoszono, że Bond 23 jednak się ukaże – prawdopodobnie pod koniec 2012 roku. I co najbardziej nurtujące, nadal nie wiemy kto tym razem wcieli się w postać 007 (chociaż możemy podejrzewać, że będzie to ponownie Daniel Craig). I choć na obraz przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, wcale nie powstrzymało to studia Blizarre Creations przed stworzeniem zupełnie nowej i niezależnej przygody z Jamesem Bondem w roli głównej, w formie – rzecz jasna - gry komputerowej. Co ciekawe, nawet wykorzystano na jej potrzeby twarz Daniela Craiga i spróbowano wystylizować dzieło na klimat Casino Royale oraz Quantum of Solace, ale nie od dzisiaj wiadomo, że do stworzenia dobrej produkcji przydałoby się coś więcej niż popularna gęba i wzór do naśladowania. Niestety okazuje się, że sławna twarz to jedna z nielicznych atrakcji w James Bond 007: Blood Stone, a doszukanie się w grze jakiś pozytywnych elementów wcale nie należy do czynności prostych… Ale po kolei.
No dobra, powiedzmy, że fabułę jakoś da się przeżyć. Tym razem agent 007 powstrzyma groźną, międzynarodową organizację terrorystyczną przed użyciem skrajnie niebezpiecznej broni biologicznej. Bond po raz kolejny zniweczy więc globalny spisek, dokona kilku cudów… i takie tam, typowe dla niego rzeczy. Wprawdzie nie opadnie nam z wrażenia szczęka i szybko zauważymy skopiowanie pewnych wątków z różnych filmów o 007, ale generalnie – pod tym względem jest zupełnie przyzwoicie.
Jednak kiedy wstąpimy w fazę rozgrywki, względnie dobre wrażenie zrobione przez intro rozmyje się z prędkością wystrzelonego pocisku. Już po paru momentach okaże się, że nowy Bond to szereg zupełnie przestarzałych i zacofanych rozwiązań, nie stanowiących na żadnej płaszczyźnie jakiejkolwiek konkurencji dla innych produktów tego typu. Mamy oto grę akcji z widokiem TPP, na pierwszy rzut oka, silnie kładącą nacisk na elementy „skradankowe”. Z założenia więc, James w dużej części produkcji powinien działać cichaczem, a to eliminując swoich oponentów bezdźwięcznymi atakami wręcz, tudzież strzelając do nich z pistoletu wyposażonego w tłumik. Założenie pozostało jednak tylko założeniem – w praktyce, już w pierwszej misji okaże się, że subtelne wybijanie wszelkich adwersarzy jest zupełnie pozbawione sensu. Lepiej wykorzystać totalny idiotyzm naszych przeciwników i rzucić się na nich w stylu „Rambo”, bowiem ani zbyt dobrze nie strzelają, ani też zbyt logicznie nie chowają się za osłonami. Ba – niemal każde ich zachowanie można odebrać jako zachętę do szybkiego i prostego położenia ich trupem, czego rzecz jasna nie da się nie wykorzystać. Jest wprawdzie trochę ciężej w sytuacjach, w których to staniemy w szranki z większą ilością oponentów, ale i w takiej sytuacji wystarczy cierpliwe eliminować jednego agresora po drugim, okazjonalnie wystawiając tylko nos (i lufę) zza jakiejś zasłony. Przy okazji warto zaznaczyć, że wspomniany system korzystania z osłon to też nic szczególnie zaawansowanego. Ot co – po prostu schowamy się za jakimś murkiem czy słupkiem, a poza oddawaniem normalnego strzału dostaniemy jeszcze możliwość szycia „na ślepo”, ale o jakimś dynamicznym przemieszczaniu się między różnymi osłonami możemy zupełnie zapomnieć.
Walka w James Bond 007: Blood Stone jest raczej statyczna i mało intrygująca, a co za tym idzie – po prostu nudna. Teoretycznym urozmaiceniem miała być możliwość ataków wręcz, ale ten element również skopano i uproszczono do największego możliwego minimum. Wystarczy wcisnąć jeden przycisk, a 007 w mig rozprawi się ze swoją ofiarą, czemu wprawdzie towarzyszy w miarę fajnie zrobiona wstawka, jednak nie przedstawia ona jakiejkolwiek wartości rozrywkowej. Szkoda, że nie wpleciono tu chociaż jakiejś minigierki, czy też quick time eventa – w obecnej formie, takie coś nijak nie urozmaica zabawy. A jak się okazuje, własnoręczne ubijanie przeciwników jest dla rozgrywki dość istotne, bowiem każde takie zabójstwo pozawala na naładowanie zdolności „skupionego strzału” (maksymalnie trzy naraz). W takim trybie, Bond jest w stanie oddać pojedynczy strzał w stronę dowolnego oponenta, dając nam praktycznie 100% gwarancji na jego zabicie. Przydatna sprawa, ale również mało ekscytująca…
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler