Zaserwowane plansze pozwalają na ukończenie James Bond 007: Blood Stone w przedziale ok. 5-6 godzin. Nie jest to zbyt dużo, ale szczerze mówiąc nie liczyłem też na zabawę dłuższą, więc jakoś mogę to przeżyć. Szkoda, że przygotowane poziomy i wplecione w nie misje należą raczej do zadań nudnych. Głównie ograniczają się bowiem do wiecznego i sztampowatego strzelania, lub do ewentualnego zwiedzania niewielkiego obszaru w celu np. pozyskania jakiś danych. Nic ciekawego, tak samo jak monotonny wystrój tych lokacji. Prawie w ogóle nie natrafimy na coś „z jajem”, w związku z czym i ten element ciężko zaliczyć do plusów Blood Stone. Podczas większych starć wyraźnie daje się we znaki także brak zniszczeń na planszy. Setki fruwających pocisków nijak nie są w stanie czegokolwiek rozwalić, a eksplodować są w stanie tylko okazjonalnie występujące kanistry i zaparkowane samochody – zabijając rzecz jasna stojących koło nich nieprzyjaciół. Stanowczo tego za mało…
Warto wspomnieć, że właściwie zrezygnowano w grze z udziału jakiś szczególnych gadżetów, często występujących w filmach o agencie 007, ale to w sumie nie dziwi – dwie najnowsze filmowe odsłony Bonda takowych raczej nie miały, w związku z czym i tu ciężko było spodziewać się tego typu rzeczy. James wspomoże się natomiast dość ciekawym, wielofunkcyjnym telefonem. Oprócz tego, że można przez niego rozmawiać (a i pewnie też pisać smsy), to pozwala też użytkownikowi dostrzec wszystkich oponentów znajdujących się w pobliżu – rzecz jasna również tych schowanych za wszelkimi przeszkodami. Dodatkowo, zawiera w sobie pewne istotne dla szpiega narzędzia, pozwalające np. na włamywanie się do różnych systemów komputerowych, czy też wyłączania kamer. W takich sytuacjach, będziemy musieli zaliczyć pewną banalną mini gierkę, by osiągnąć zamierzony efekt. Szczególnej frajdy z jego użytkowania jednak nie przewidziano. Właściwie jedynym sprzętem jaki Bond będzie dzierżył, to broń palna (maksymalnie dwie sztuki naraz). Wprawdzie będziemy mogli ją wymieniać na różne jej odpowiedniki, ale szczególnej różnorodności w uzbrojeniu raczej nie przewidziano.
Być może kojarzycie, że studio Blizarre ma w swoim dorobku Blur – względnie udaną grę wyścigową. Rzecz jasna, panowie z tejże firmy postanowili wykorzystać swoje doświadczenia i przelać je na James Bond 007: Blood Stone, czego owocem jest zestaw etapów w których to siądziemy za sterami motorówki (ten jest w sumie jeden) i za kierownicą różnych czterokołowców (wozy sportowe, bardziej „klasyczna” bryka i ciężarówka). I te poziomy nie należą jednak do szczególnie udanych, chociaż w związku z nimi robiłem sobie najwięcej nadziei. Pomijam już nawet zupełnie nierealistyczny i wyjątkowo „arcadowy” system prowadzenia pojazdów, bo można to jakoś przeżyć (chociaż wrażenie robi to raczej mizerne). Problem polega przede wszystkim na tym, że na monitorze bardzo niewyraźnie zarysowuje się droga, którą powinniśmy podążać podczas szaleńczej jazdy. Przez nadmiar różnych wybuchów, kraks i tym podobnych, oraz z powodu trochę dziwnego i nienaturalnego nasycenia barw, plansza staje się zwyczajnie nieczytelna. Będzie to powodem niejednokrotnej porażki, co z kolei wiąże się z bezsensownym przymusem powtarzania fragmentu misji, a to wcale nie wpłynie dobrze na morale graczy. Mimo to, akurat te „pościgowe” wstawki i tak są jednym z mocniejszych elementów Blood Stone i chyba jako jedyne mogą dostarczyć jako-takiej frajdy…
Kolejną kulą u nogi jest nieładna i przestarzała oprawa wizualna. Oglądając produkcję nie mogłem nie mieć wrażenia, że była „malowana” raczej na szybko, a brak staranności wyraźnie daje o sobie znać za pośrednictwem klockowatych, ciężkich i niezbyt przyjemnych tekstur. Wcale nie pomaga tu także średniej jakości udźwiękowienie, wprawdzie pasujące do klimatu produkcji, ale jednak nie będące niczym szczególnie ciekawym. Niestety – o oprawę również należycie nie zadbano. Ale to chyba żadne zaskoczenie.
Wniosek z tego wszystkiego nasuwa się chyba tylko jeden: James Bond 007: Blood Stone to produkcja mizerna i nie warto tracić na nią czasu. Owszem – jeżeli już coś Was zmusi do zmierzenia się z grą to może i nie będziecie wyli z bólu, ale mówienie o jakiejś przyjemności byłoby tu chyba za bardzo daleko idące. Najnowsza odsłona Bonda w żadnej płaszczyźnie nie ma do zaoferowania czegokolwiek nowego, a wręcz – można o niej mówić w kategoriach najzwyczajniejszego w świecie regresu. Nic a nic odkrywczego tu nie ma, a jedyne co nowa przygoda 007 ma do zaoferowania, to nudna, wtórna i liniowa rozgrywka. Nie polecam!
Przeciętna |
Grafika: Nieładne i klockowate tekstury robią dość mizernie wrażenie, niestety ciężko się czasami na to wszystko patrzy... |
Dobry |
Dźwięk: Także nie robi szału, oklepane motywy dźwiękowe wieją nudą, a nawet już trochę męczą... |
Przeciętna |
Grywalność: Gra niestety nie dostarcza wiele frajdy, bardzo szybko się nudzi i jeszcze szybciej zaczyna męczyć! |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Praktycznie brak czegokolwiek nowatorskiego, może poza implementacją poziomów, w których siadamy za kierownicą (i sterem) różnych pojazdów. |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Wprawdzie za wieloma obiektami można się schować, ale o zniszczeniu czegokolwiek już nie może być mowy. Wypada to więc bardzo mało realistycznie... |
Słowo na koniec: Mamy do czynienia niestety z grą słabą i zupełnie niedzisiejszą, która bez wątpienia dostarczy Wam znacznie więcej frustracji niż przyjemności. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler