CI Games, czyli jak zrobić krok w przód i półtora w tył
Paradoksalnie najlepszym shooterem, jaki wyszedł pod egidą CI Games, okazało się Alien Rage, wydane jesienią zeszłego roku. Za stylizowanym na oldskulowy FPS-em w klimatach sci-fi stała bydgoska dywizja firmy, która po premierze Ghost Warriora 2 nareszcie dostała wolną rękę. Była to znakomita decyzja: sensownie skalkulowana cena (na PC ok. 40 zł u nas – 2x taniej, niż Snipery!), bowiem grę przeznaczono do dystrybucji cyfrowej oraz naleciałości Unreali, Gearsów, a przede wszystkim Bulletstorma złożyły się na co prawda nie pozbawioną wad, ale za to grywalną produkcję, bez zbędnego owijania w bawełnę. Tutaj samobójcze algorytmy SI znalazły spełnienie ładując się pod lufę naszego zakapiora. Bugi dalej istniały, optymalizacja nadawała się do poprawy (zwłaszcza, że tutaj za podstawę służył wypracowany już Unreal Engine 3), a całości przydałaby się spójniejsza koncepcja, bo trochę pomylono proporcje new- i odschoolu. Zachodni krytycy zarzucali Alien Rage generyczność, ale w ogólnym rozrachunku dostaliśmy coś, co przynajmniej sprawia pozory dobrej gry.
I wreszcie ostatnie dzieło CI Games – Enemy Front. Pierwszy raz usłyszeliśmy o nim aż 4 lata temu, kiedy łączono go ze znanym w branży Stuartem Blackiem, autorem jednej z najlepszych strzelanin na PS2. Firma powierzyła wtedy Brytyjczykowi swój londyński oddział, a ten miał dostarczyć świetny produkt. Zanim jednak tak się stało, jegomość studio opuścił i być może to właśnie brak jego wizji przesądził o bylejakości EF. Pierwotnie zapowiadano coś innego (elementy tamtej koncepcji widać m.in. w bonusowej misji związanej z kradzieżą Enigmy), a finalnie dostaliśmy FPS-a pozszywanego z niezbyt do siebie pasujących elementów. To nie tyle zwieńczenie pracy twórczej, co odtwórczej: zawiera większość motywów, jakie pojawiły się w grach CI Games na przestrzeni lat. Szerzej przeczytacie o nim w naszej recenzji, ale dość powiedzieć, że całości brakuje spójnej koncepcji. Historyczne realia to jednak za mało, by przekonać do siebie krytyków i odbiorców. Tym samym mamy kolejny dowód, że im developer więcej obiecuje, tym mniej daje.
Zanim skończymy, trzeba poruszyć kwestię tego nieszczęsnego marketingu: tak naprawdę to jest właśnie najlepiej opanowany przez firmę aspekt działalności. Może nie ma tam utalentowanych programistów, scenarzystów i grafików, lecz z pewnością stanowiska speców od ściemniania okupują ludzie wiedzący, jak zareklamować słaby produkt. Frazesy typu „wyrafinowana sztuczna inteligencja”, „niespotykana interakcja z otoczeniem” czy „świetna grafika” to chleb powszechni w prasówkach, a CI Games, choć tym bardziej nie zasługuje na posługiwanie się nimi, jeszcze chętniej i częściej po nie sięga. Broni się także ceną skalkulowaną na niższym poziomie, niż większość gier (70-80 zł dla PC, ok. 120 zł dla wersji konsolowych) – to dobry argument, ale tylko w okresie premierowym i zapominając, że za tę kwotę można wyrwać tytuły lepsze, choć nieco starsze. Firmie pomaga także sensowne wyznaczenie daty premiery. Rywalizowanie o klienta w najgorętszym momencie, tj. w okresie gwiazdkowym, to jak podłożenie łba pod opadający topór: wtedy debiutują największe hity o niepodważalnej pozycji, rozchodzące się w milionach egzemplarzy. Developer atakuje zatem kieszenie nabywców w sezonie ogórkowym, kiedy nawet te skromniejsze produkcje spotykają się z większym rozgłosem w mediach. I tak np. Ghost Warrior 2 dostaliśmy w marcu, Alien Rage we wrześniu, zaś Enemy Front w czerwcu. Do tego dochodzi przystępna cena kolekcjonerek – nie są to tak chodliwe towary, jak w przypadku Diablo czy Wiedźmina, ale zawsze można się pochwalić, że ma się chociaż jedno takie wydawnictwo w zbiorze. Niekoniecznie trzeba przecież od razu dodawać, z jakiej gry, prawda?
Oczywiście nie wszystko, co znalazło się w supermarketowym koszu z logiem firmy było dziełem CI Games, bowiem ta zajmowała się także działalnością wydawniczą – stąd takie (s)hity jak m.in. Tunele Stalina 2 czy Wilczy Szaniec nie są ich dziełem. Czasem wpuszczali na nasz teren gry naprawdę niezłe, jak UberSoldier 2 czy też Dark Sector. Pragnę jeszcze nadmienić, iż ewentualne zaskoczenie obecnością Angry Birds na PC i to w nie najniższej cenie także zawdzięczacie rodzimemu kapitałowi, od kilku lat notowanemu na giełdzie. Nas jednak interesują przede wszystkim ich własne twory, a te łatwo spiąć klamrą pewnej prawidłowości: dawne City Interactive notuje progres, lecz w chwili obecnej jest on bardzo powolny. Największy zaistniał w pierwszej części Sniper: Ghost Warrior, a kolejne produkcje systematycznie poszerzano o następne elementy. W Enemy Front jednak wyraźnie przekombinowano i póki co nie wieszczę studiom wchodzącym w skład przedsiębiorstwa dorównania klasą Techlandowi czy People Can Fly (obecnie Epic Games Poland). Po premierze GW2 dowiedzieliśmy się, że trwają prace nad częścią trzecią. Póki co nie ma bliższych informacji na jej temat, lecz ja już doskonale wiem, czego się spodziewać. Obym się rozczarował, tym razem, dla odmiany, pozytywnie. Tego samego życzę sobie w przypadku Lords of The Fallen, choć akurat tutaj nie mamy do czynienia z FPSem.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler