RetroStrefa - The Elder Scrolls III: Morrowind
Zadań pobocznych, jak zwykle w serii, mamy tu multum. Na chętnych czeka kilka gildii, do których można wstąpić i w nich awansować, trzy wielkie rywalizujące ze sobą rody Dunmerów, zadania zlecane przez lokalnych bogów oraz oczywiście questy od mniej lub bardziej zwyczajnych mieszkańców wyspy. Nie wszystkie zadania prezentują wysoki poziom rozbudowania, ale na pewno nigdy nie będziemy narzekać na nudę. Zawsze jest tu coś do roboty i jakieś nowe miejsce do odwiedzenia. Szkoda tylko, że system dialogów kuleje. Niewielu autochtonów ma coś ciekawego i unikalnego do powiedzenia. Słuchanie tych samych kwestii w kółko po jakimś czasie zaczyna męczyć.
Świat oglądamy z oczu lub zza pleców postaci. Pierwsza opcja wydawała mi się wygodniejsza, szczególnie w przypadku walki. Miałam uczucie, że wtedy mamy większy wpływ na to, gdzie faktycznie lądują nasze ciosy. Ale to oczywiście kwestia osobistych preferencji. Sama walka jest szybka i emocjonująca, choć gracze przyzwyczajeni do Obliviona mogą uznać ją za nieco toporną i ograniczoną, biorąc pod uwagę chociażby automatyczne używanie tarczy w zależności od współczynnika umiejętności. Pomijając jednak pewne niedogodności, system walki jak w każdym TES-ie jest bardzo przyjemny i nie powinien nikogo rozczarować.
W dniu premiery oprawa graficzna Morrowinda zapierała dech w piersiach. Przepiękne tereny, wymyślne potwory, dobra animacja oraz śliczne niebo i woda zachwycały rzesze ówczesnych graczy. Oczywiście dzisiaj nikogo już to nie poruszy. Dobrze chociaż, że sama wizja artystyczna nie zestarzała się ani trochę. Pomysłowość twórców projektujących wielkie grzyby mieszkalne albo miasto na wodzie wciąż może zadziwić.
Za ścieżkę dźwiękową można za to wznosić dziękczynne modły do dowolnego bóstwa, które akurat słucha. Jeremy Soule jak zawsze odwalił kawał dobrej roboty. Najbardziej zapadającym w pamięć jest oczywiście motyw główny. Gdy w głośnikach rozbrzmiewa ta epicka melodia, czujemy, że uratowanie świata to pestka przegryziona bułką z masłem.
The Elder Scrolls: Morrowind to bardzo dobry erpeg nastawiony na eksplorację i poznawanie wyjątkowego świata. Gra wciągnęła mnie na dłuuugie miesiące. Dodać do tego jeszcze dwa oficjalne rozszerzenia (i to długie rozszerzenia, a nie badziewne DLC na dwie godziny) oraz setki fanowskich modów (w tym wiele polskich – sprawdźcie koniecznie Hagge Island!), a zabawa mogłaby trwać niemal w nieskończoność. Zdecydowanie warto dać grze szansę, aplikując ewentualnie jakiś poprawiacz grafiki, jeśli komuś ona przeszkadza. Serdecznie polecam przed, po i w trakcie zabawy ze Skyrim.
Już za tydzień następny artykuł z naszej serii. Jeśli macie propozycje co do tego, czym powinniśmy się zająć, piszcie w komentarzach.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler