Strona główna » Kącik RPG » Podgląd tematu
Wrota Baldura PC - komentarze

Offline
Cabe //grupa Stara Gwardia » [ Hamster Raider (exp. 2062 / 3200) lvl 10 ]0 kudos
W porządku, rozumiem o co Ci chodzi. Mnie z kolei mimo wszystko "fantastyczność", jakkolwiek daleko byłaby posunięta w uniwersach pokroju FR tak bardzo nie przeszkadza, co więcej, właśnie gdyby występował szerszy realizm raziłoby mnie to dużo bardziej. Jasne, seria Dragon Age jest spójna i konsekwentna w tłumaczeniu mechaniki magii, ale to też kwestia odmiennego świata, tak więc właściwie mówimy tutaj o osobistych upodobaniach do systemów magii zastosowanych w danych światach i poziomu jej obecności (vide teleportacja, z którą jak mniemam zbytnio się nie lubisz, a która mnie dla odmiany absolutnie nie przeszkadza), a ponieważ de gustibus non est disputandum, to może tutaj ten wątek skończę.



Offline
sebogothic //grupa Mieszczanie » [ Wojownik (exp. 2056 / 3000) lvl 11 ]0 kudos
Są też mody, dzięki którym można dostosować klasyki do współczesnych standardów, a nawet połączyć "jedynkę" i "dwójkę" w jedną dużą grę. O ile wiem to wtedy część pierwsza przejmuje mechanikę BG2. Na przykład tutaj jest opisane jak to zrobić: https://yetio(...)e-1-i-2/
Nawet robiłem to kilkukrotnie, ale w gry nie grałem jeszcze. Uśmiech Czekały na dysku, teraz po zmianie kompa będę musiał zrobić to jeszcze raz, ale tym razem zrobię to wtedy kiedy naprawdę będę mieć ochotę na klasycznego erpega. Dumny

Offline
sebogothic //grupa Mieszczanie » [ Wojownik (exp. 2056 / 3000) lvl 11 ]0 kudos
A mata! Czytajta! XD

Zawsze chciałem ukończyć legendarne Baldursy o których swego czasu sporo się słyszało. Potem temat ucichł i jeśli już ktoś wspominał serię BG to głównie z naciskiem na część drugą. Ostatnio o serii znowu zrobiło się głośno za sprawą zapowiedzi trzeciej części tworzonej przez studio Larian znane z serii Divinity. Kupę lat temu zakupiłem Sagę Baldur's Gate, ale po tym jak odbiłem się raz, drugi, trzeci i odłożyłem grę na półkę. Jednak cały czas z tyłu głowy miałem tą markę, dobrze byłoby mieć ją na koncie wśród pozycji ukończonych. Słyszałem, że przepaść między częścią pierwszą a drugą jest kolosalna i lepiej zacząć od BG2. Jednak nie chciałem tego robić. Lubię robić wszystko po bożemu, po kolei. Poza tym granie w BG1 po ukończeniu "dwójki" byłoby jeszcze boleśniejsze ze świadomością o miodności BG2. W międzyczasie ukończyłem Planscape: Torment czy pierwszego Fallouta i pomyślałem, że może winą, iż nie mogę przebrnąć przez BG nie jest to, że lamię, ale charakterystyczna mechanika opierająca się w dużej mierze na losowości? Wreszcie ten czas nadszedł i ukończyłem legendarne Wrota Baldura.

Już na wstępie mogę rzecz, że pierwszy Baldur nie wytrzymał próby czasu. I nie jest dla mnie problemem jego wiekowość. Zdarza mi się sięgać po tytuły tak samo stare albo nawet starsze, takie jak Tomb Raider z 1996, Fallout z 1997 , Might & Magic VII (1999) i VIII (2000) czy Planescape: Torment (1999). I nie są to gry do których wracam z sentymentu tylko gram w nie po raz pierwszy kilkanaście albo nawet ponad dwadzieścia lat po ich premierze. Często nadgryzione zębem czasu, z niedzisiejszymi rozwiązaniami, ale mają w sobie magię charakterystyczną dla tytułów z przełomu wieków. Potrafią wessać tak bardzo, że zapomina się o otaczającym świecie. Są tytuły, które zestarzały się niczym dobre wino jak Fallout, są i takie przez które ciężko dziś przebrnąć. Baldur należy do drugiej kategorii. Nie wiekowość jest jego problemem, lecz głównie niezbyt czytelna mechanika i problemy z którymi gracz boryka się od początku do końca. Potrafię docenić pewną ideę jaka za nim stała: przeniesienie mechaniki AD&D, danie sporej swobody i wolności w przemierzaniu świata, oparcie całej przygody na niskopoziomowych postaciach, ale spodziewałem się czegoś zgoła odmiennego. Liczyłem na to z czego zasłynął BioWare z późniejszych gier: wyrazisty wątek główny, rozbudowane zadania poboczne, bogate relacje z towarzyszami, mniej zabójczy balans rozgrywki, gdzie od początku, trzymając się wątku głównego dostajemy łomot. To wszystko dostanę chyba dopiero w wychwalanym zgodnie BG2.

Zaznaczę, że nie grałem w EE, a klasyczną odsłonę. Nie instalowałem też żadnych modów znacząco zmieniających mechanikę czy zawartość jak np. BG Trilogy, chociaż kiedyś i tak zmodowanego Baldura próbowałem przejść. Nawet innych modów usprawniających działanie na nowszych systemach nie instalowałem jak np. mod na rozdzielczość, bo coś nie chciało działać jak trzeba. Baldur jest trudny w kilku pierwszych godzinach rozgrywki. Gdzie nie pójdziemy dostajemy łomot, nawet jeśli trzymamy się lokacji powiązanych z głównym wątkiem. Pierwszy wilk spotkany w lesie spuszcza nam łomot, mag przed Gospodą Pod Pomocną Dłonią spuszcza nam łomot, idąc w stronę wioski Nashkel nie raz i nie dwa zginąłem trafiony zbłąkaną strzałą jakiegoś bandyty. Rozumiem, że gramy słabiakami, początkującymi młokosami, ale jaka satysfakcja jest z tego, że ginie się nie dlatego, iż popełniło się błąd, ale dlatego bo tak potoczyły się wirtualne kości? Inną sprawą jest to, że niskolevelową ekipą gramy do końca. W Baldurze ciężko o jakąkolwiek taktykę. Po prostu klikamy na przeciwnika i modlimy się by nasza postać trafiła zanim przeciwnik trafi ją. Czasem można rzucić jakiś czar, choć te lepiej oszczędzać, bo są jednorazowe i odnawiają się jedynie przy odpoczynku. Są też i zwoje, których całkiem sporo odnajdujemy w świecie gry. Drużyna często się tłoczy nie potrafiąc odnaleźć ścieżki do przeciwnika. W ciaśniejszych lokacjach takich jak kopalnie czy inne tunele to już w ogóle idiocieją i się gubią. Wydajesz magowi polecenie by rzucił kulę ognia to ten miota się jak pajac próbując obejść przeciwników przez ścianę zamiast rzucić tą przeklętą kulę! Patrząc na liczbę wrogów w niektórych lokacjach musiałem zerkać na tytuł czy aby na pewno odpaliłem Baldur's Gate a nie Diablo. Nie dość, że przeciwników jest masa to potrafią się oni respawnować nie tylko kiedy odpoczniemy, ale i wtedy gdy odejdziemy trochę dalej. Mogą też pojawić się za naszymi plecami. Jest kilka rzeczy jakie nienawidzę w grach. To jest jedna z nich. Gra w BG to zwykły festyn save&load, gdzie od gracza zależy niewiele. Jak mam walczyć z potężniejszymi przeciwnikami skoro drużyna ma problem z wejściem przez drzwi albo gubi ścieżkę na prostej drodze? Jak mam zapobiec śmierci postaci od strzały wysłanej przez łucznika, który sekundę wcześniej pojawił się na odsłoniętej mapie?

Tutejsi magowie to totalne overpower. Ograniczenia i limity nie interesują ich, mogą robić z nami co tylko chcą. Starcia z magami to totalna porażka, gdzie jednym czarem potrafią rozłożyć naszą drużynę na łopatki. Walka z takim magiem polega na nieustannym wczytywaniu i modleniu się by za którymś razem nie skorzystał ze swych najpotężniejszych czarów, może za setnym razem uda się go pokonać. Pokonanie to jedna sprawa, ale trzeba liczyć na tak idealne przejście by pokonać przeciwnika bez utraty członka drużyny. Taki Davaeorn na przykład, podchodziłem do niego z 20 razy, może i więcej. Korzystałem z czarów, wspomagałem się miksturkami, pozakładalem najlepsze strzały z magicznymi efektami (strzelali Minsc, Imoen i Khalid), ale gość w kółko się teleportuje korzystając z zaklęcia Drzwi przez wymiary, wypuszczając też dość potężne zaklęcia jak na przykład pocisk odbijający się od ścian, który kosił moją drużynę. Aż trafiłem na taki moment gdzie nie wypuścił tego zaklęcia, tylko ciągle się teleportował. Wreszcie go pokonałem i to bez poważnego uszczerbku na zdrowiu. Po prostu kwestia szczęścia i prawdopodobieństwa, a nie zmyślnej taktyki zastosowanej przez gracza. Satysfakcja z pokonania go? Zerowa. Gdyby był jakiś kod nieśmiertelności to używałbym go często. A tak musiałem zadowolić się obniżeniem poziomu trudności na najniższy co i tak nie zmieniało faktu, że niektórzy przeciwnicy niszczyli mnie doszczętnie nim cokolwiek zdołałem zrobić. Najgorsze jest to, że w ogóle nie miałem poczucia, iż moje poczynania mają jakikolwiek wpływ. Z tych dziesiątek prób czasami takie w których szedłem na żywioł okazywały się dużo skuteczniejsze niż takie w których przygotowywałem się pijąc miksturki odporności, przygotowując zwoje z zaklęciami, starając się jakoś rozstawić drużynę, a na koniec wystarczy jeden czar "fiuuu bziuuu" i cała drużyna leży. A już najbardziej lubię kiedy magowie rzucali czary odbierające nam kontrolę nad praktycznie całą drużyną. Równie dobrze można by rzucać 10 kostkami do momentu, aż na wszystkich jednocześnie wypadnie szóstka. Fascynujące. Nawet dialogiem nie da się wykpić od walki, więc niezależnie co powiemy i tak kiedy ma dojść do bitwy wtedy do niej dojdzie.

Awansowanie i rozwój postaci nie daje tutaj jakiejś dużej satysfakcji. W większości przypadków klikamy dwa przyciski: "awans" i "akceptuj". Od święta możemy przydzielić jakiś punkcik do umiejętności, jednak gdy już to możemy zrobić to najczęściej okazuje się, że nie mogę go przydzielić do umiejętności walki bronią w której dana postać się specjalizuje, nie mogę go zostawić na później, więc inwestuję w coś z czego zapewne nie skorzystam. Najczęściej mogłem przyznać punkty Imoen w umiejętnościach złodziejskich. A tak trzeba się zadowolić tym, że awansując dostajemy bierne bonusy: co poziom zwiększa się liczba punktów zdrowia, dostajemy kolejny slot na zaklęcie dla maga, a paladyn i druid otrzymują nowe moce oraz dodatkowe użycie danej mocy czy zaklęcia. Na forach wielokrotnie czytałem, że warto przeczytać instrukcję i faktycznie. Plik pdf (niestety, chociaż mam grę w pudełku to była to jakaś popremierowa edycja light, gdzie cała papierologia została zapakowana do pdf) liczy ponad 150 stron i daje sporo przydatnych informacji zarówno o świecie by sobie nieco przyklimacić, jak i najważniejszym - mechanice walki i prawami rządzącymi starciami. Co nieco rozjaśniło to sytuację, ale i tak system ten jest niezbyt przyjazny i intuicyjny. Dalej jesteśmy skazani na to jak potoczą się rzuty wirtualnymi kośćmi. Maksymalny poziom jaki możemy tu osiągnąć to 8-10 (w zależności od klasy postaci), co jest śmiesznie małą liczbą i nawet na koniec gry nie będziemy wystarczająco potężni by czerpać większą satysfakcję z gry.

O fabule mogę napisać tylko tyle, że jest. Nie porywa, nie zapada zbytnio w pamięć. Jest mocno pretekstowa i pompatyczna, pisana na kolanie. Nie jest to historia, którą zapamięta się na długo, a raczej coś co ktoś wymyślał na poczekaniu. Ot, łazimy od miejscówki do miejscówki i z listów znalezionych przy zabitym przeciwniku dowiadujemy się co robić dalej. A miejscami to zwykły bełkot, jak chociażby sny, które ma po skończeniu każdego rozdziału bohater. O towarzyszach najwięcej możemy się dowiedzieć z ich opisów, nie ma tutaj dialogów z nimi do czego przyzwyczaiły nas kolejne produkcje BioWare. Chciałem grać taką kanoniczną drużyną miałem więc Imoen,Jaheirę, Khalida, Minsca i Dynaheir. Eksploracja do ciekawych nie należy. Nie bez kozery mówi się o pierwszym BG: symulator chodzenia po łące i lesie. Tak w istocie wygląda spora część lokacji, gdzie jest trochę przeciwników, kilka postaci, może jeden quest. Największą satysfakcję sprawiało mi czyszczenie mapek z mgły wojny tak by nie został tam piksel czarnego pola, choć nie we wszystkich lokacjach było to możliwe. Wciąż można docenić ręcznie rysowane tła, mimo, że grałem bez moda na rozdzielczość to wyglądało to ładnie jak na rok produkcji. Spora różnorodność jeśli chodzi o roślinność i jak wcześniej wspominałem, że spora część świata gry to łąki i lasy, tak każda taka mapka wygląda inaczej, nie czuć tutaj kopiuj-wklej. Sytuacja poprawia się zarówno pod względem fabularnym, jak i eksploracji kiedy wreszcie trafiamy do tytułowych Wrót Baldura. Duże miasto podzielone na 9 dzielnic jest czymś odświeżającym po dziesiątkach godzin tułania się po dziczy i może wręcz przytłaczać. Jest też całkiem sporo zadań pobocznych jak na standardy BG1. Musiałem sobie ponotować co ważniejsze informacje na kartce by co chwila nie szukać informacji w dzienniku. Swoją drogą szkoda, że dziennik nie jest lepiej wykonany, a i na mapach ważniejsze miejscówki jak gospody czy sklepy mogłyby być podpisane. Swego czasu wiele się słyszało o wybitnym polskim dubbingu Baldursów, jedyne co mogę o nim powiedzieć, że jest ok. Obsada jest przednia to fakt, lecz trudno w ogóle oceniać dubbing jako taki, bo jest on szczątkowy. Jedynie w pełni ugłosowiona jest narracja czytana przez Fronczewskiego i Kobuszewskiego między rozdziałami. Dziwił mnie natomiast rosyjski akcent niektórych kobiecych postaci jak np. Imoen czy Dynaheir.

Wreszcie wymęczyłem tego Baldura, choć bez satysfakcjii, za to cieszę się już na kolejną przygodę w Baldur's Gate 2. Ktoś mógłby napisać: "skoro gra jest taka zła to po co się z nią męczyłeś?". A właśnie po to by móc z czystym sumieniem wyrazić zdanie o tej grze, bo gdybym zrobił to po godzinie, dwóch spędzonych z nią to pojawiałyby się głosy: "nie przeszedłeś, nie masz prawa o niej pisać!". Zatem przechodząc pierwszego Baldura wywalczyłem sobie prawo by móc wyrazić o niej opinię. Poza tym głupio bym się czuł zaczynając BG2 nie ukończywszy wcześniej BG1. Nie uważam też, że BG1 jest grą złą. To tytuł, który przecierał szlaki nieznane dotąd w erpegach, jednak nie poleciłbym tej gry komuś kto chciałby zagrać w klasykę. To tak samo jak z pierwszą Mafią czy pierwszym Hitmanem, są niewątpliwie klasyką gier, ale zestarzały się koszmarnie, dzisiaj są totalnie niegrywalne i jedynie frustrują. Z kolei taki Hitman 2: Silent Assassin to już miód i orzeszki. Liczę, że z serią Baldur's Gate będzie podobnie. 6/10 to max co mogę dać pierwszej części. Zbyt dużo frustracji i nerwów mnie ta gra kosztowała i już do niej na pewno nie wrócę. Gdyby nie frustracja związana z walką i nieskończoną ilością powtórzeń konkretnych potyczek (głównie tych z udziałem magów) to dałbym oczko wyżej, bo wtedy problemem byłaby jedynie nudna i mało porywająca fabuła. Żeby przynajmniej ta frustracja była okupiona poznawaniem fajnej, ciekawej i wciągającej historii to jakoś można by to było przełknąć. Zdecydowanie lepiej mi się grało w młodszych duchowych spadkobierców Baldura: Dragon Age: Origins czy niemieckie Drakensagi. W tych grach czułem, że mam większą kontrolę nad drużyną w czasie walki, że jak ginę to ze swojej winy, a i rozwój postaci był ciekawszy. Nie omieszkam też w przyszłości ograć Pillarsów, Tyranny, nowego Tormenta. A z klasyków, które sam ograłem, nowym graczom niemającym styczności z grami z tamtego okresu, poleciłbym Planescape: Torment i pierwszego Fallouta, które chociaż też się zestarzały to nie straciły nic ze swojej pierwotnej miodności. Co do dodatku Opowieści z Wybrzeża Mieczy to sam nie wiem czy będę go przechodził. Próbowałem na początku 7. rozdziału, ale już w tej lodowej jaskini byłem zmuszony walczyć z magami, ehh... Widziałem, że jest gotowy zapis, więc może na nim spróbuję przejść dodatek. Teraz mam dylemat w jakiego klasyka zagrać w najbliższym czasie. Czy iść za ciosem i ograć BG2, które ma opinię o wiele lepszej produkcji od "jedynki"? Czy może sięgnąć po Fallouta 2 albo Arcanum? Z ciekawości odpaliłem sobie na chwilę BG2 i skok jakościowy widać już w pierwszych minutach rozgrywki, jak i w dialogach. Gra działa szybciej, pierwsza miejscówka budzi na myśl krzyżówkę Tormenta z Falloutem. Chyba więc kontynuował będę swoją przygodę w świecie Faerun.

Liczba czytelników: 475816, z czego dziś dołączyło: 0.
Czytelnicy założyli 53789 wątków oraz napisali 675852 postów.