Shatter Bay, miasto w którym rozgrywa się akcja RRU jest podzielone na 9 dystryktów. Ogólnie, fabuła tego tytułu ma strasznie przeciętny charakter, bardziej pełni rolę pretekstu do dalszej zabawy. Wszystko rozbija się o… rozbijanie metropolii. Grupa zbuntowanych ludzi zapowiada, że rozniesie w pył wszystkie aglomeracje Shatter Bay i sukcesywnie – z naszą pomocą – dąży do spełnienia tego celu. W każdej takiej dzielnicy jest 7 wyzwań, nazwanych tam mianem „Eventów”. Dzielą się one na kilka rodzajów. Są to m.in. Frag Attack (zamienianie na puszki radiowozów policyjnych), Shindo Racing (zwykły wyścig, z tym że zamiast przyspieszenia „Power” mamy „Boost” – ma on lekko zmodyfikowane zastosowanie), Domination Race (zwyczajny rajd), Time Attack oraz Drift Attack. Same dystrykty to poszczególne regiony miasta, dzięki czemu architektura tras się od siebie różni. Na co warto zwrócić uwagę to brak monotonii. W danym komplecie „wydarzeń” zazwyczaj występują tylko 2 takie same typy (np. 2 razy Time Attack, lecz to rzadki widok), często na lekko zmodyfikowanych torach.
Żeby nie było za łatwo, kolejne wyścigi odblokowujemy poprzez gromadzenie określonej liczby punktów, które zdobywamy przez rozsmarowywanie na ścianach przeciwników, pozyskiwanie różnych osiągnięć (np. uzyskanie prędkości wynoszącej x km/h), niszczenie interaktywnych elementów na mapie, a dodatkowo, zajęcie pierwszego, drugiego, lub trzeciego miejsca na mecie jest przez program premiowane. Omawiane punkty są potrzebne również do wbijania poziomów doświadczenia – gdy uzyskamy kolejny level, to wyjeżdżamy sobie drogę do nowych samochodów i klocków w edytorze. Napomknę tylko, że auta są podzielone na rodzaje: Street Class, Shindo Drift, Shindo Race i Special Class. Każdy z nich prowadzi się nieco inaczej oraz przeznaczony jest do innego typu wyścigów.
Warto jeszcze powiedzieć co nieco o systemie zniszczeń. Walnę prosto z mostu – zawiodłem się! Zapowiadało się to o wiele lepiej, a przede wszystkim – bardziej realistycznie. Oczyma wyobraźni widziałem drobne zarysowania po minimalnym kontakcie z rywalem oraz multum wgnieceń na karoserii. Rzeczywistość uderzyła mnie po twarzy bezpardonowo, niczym „z liścia”. Uszkodzenia ukazują się w konkretnych miejscach, z góry zaplanowanych przez deweloperów i to po dość solidnym obijaniu. Zwracałem na to uwagę przez kilka pierwszych wyścigów i denerwowałem się. Jednak im dalej w las, tym mniej uwagi poświęcałem temu aspektowi, a później całkowicie o nim zapomniałem. Mimo wszystko dość porządnie się rozczarowałem, w wyniku czego byłem zmuszony odjąć pół oczka od oceny końcowej.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler