Architektura poziomów to nie jedyna przywara technologii. Sama oprawa graficzna również nie błyszczy. Wszechogarniająca ciemność i nałożone filtry próbują tuszować braki, lecz z zażenowaniem stwierdzam, że im się to nie udaje. To samo mogę powiedzieć o teksturach, charakteryzujących się dość niską rozdzielczością czy ograniczonym zasięgiem widoczności kierowanej przez nas postaci. Wielokrotnie łapałem się na tym, że przeciwnika dostrzegałem dopiero wtedy, gdy znajdował się nie dalej niż dziesięć metrów ode mnie. Najogólniej mówiąc - gra jest szpetna i niechlujna, przez co rywalizować może co najwyżej z tytułami wydanymi na poprzedniej generacji sprzętowej, a i tam znalazłbym pewnie kilka ładniej wyglądających dzieł.
Otoczenie prezentuje się dość biednie, acz czarę goryczy przelewają animacje – sztuczne, rwane i pozbawione płynności. Nie wiem, czym ekipa zajmowała się w wynajętym studiu Motion Capture, z pewnością jednak nie tym, czym powinna. Skoro poruszyliśmy temat animacji, to warto wspomnieć o fizyce (a raczej jej braku) obiektów. Widzicie na swej drodze kartonowe pudła lub deski? Spróbujcie je poruszyć, chociażby przy pomocy granatu. Ręczę, że są one równie wytrzymałe, co budynki.
Znacznie lepiej prezentuje się oprawa audio. Aktorzy podkładający głos pod postaci są co prawda kiepscy, ale kompozytorzy trzymają fason i udowadniają, że nie wypadli sroce spod ogona. Muzyka to jedna z większych zalet produkcji. Elektroniczne dźwięki wpadają w ucho i skutecznie motywują do przedzierania się przez fale stąpającego po ziemi plugastwa. Odgłosy wybuchów czy karabinów brzmią równie dobrze, a i rzężenie wydawane przez potwory brzmi bardzo wiarygodnie.
Kolejną zaletą jest dość bogaty ekwipunek, odblokowywany wraz z postępami i rosnącym doświadczeniem Watahy. Karabinów, pistoletów czy strzelb jest tu na tyle dużo, że zawstydzą one niejednego ambitnego FPS-a, a różnice pomiędzy nimi nie opierają się wyłącznie na wyglądzie. Każdy z gnatów opisany jest różnymi wskaźnikami, mającymi autentyczny wpływ na przebieg walk. Przed każdą z siedmiu misji możemy wybrać własną maszynkę eksterminacji, co miejscami wcale nie jest łatwym zadaniem. Dylematy nad szybkostrzelnością, siłą rażenia czy przeładowywaniem pochłaniają wiele cennych minut.
Bestiariusz to znana, ale i w gruncie rzeczy lubiana menażeria. Oprócz występujących w ilościach hurtowych zombie, powalczymy z likerami, tyrantami, cerberusami i wrogo nastawionymi najemnikami. Nie zabraknie wielkich i wymagających ołowiu bossów, z którymi zmierzymy się w wieloetapowych pojedynkach. Wśród nich pierwsze skrzypce gra Nemesis – ogromne bydlę, będące główną atrakcją nieśmiertelnej ‘’trójki’’.
Wracając na moment do mięsa armatniego – ilość niestety nie przekłada się na jakość. Pomijając fakt nieustającego generowania się przeciwników, wymuszającego na nas ruszenie dalej i aktywowanie skryptu – oponenci nie słyną z mądrości. Sztuczna inteligencja oparta jest o prosty schemat: ‘’kupą i do przodu’’. Przeciwnicy sami wchodzą nam na celownik i nie dbają o to, że ich towarzysze padają im pod nogami miotając się w pośmiertnych konwulsjach. Myliłby się jednak ten, kto powiedziałby, że gra staje się przez to łatwiejsza. Nic z tych rzeczy. Amunicji wiecznie mało, a zła przybywa w tempie nieubłaganym. Wielokrotnie dochodzi do sytuacji, w której jesteśmy przygniatani do ściany przez setki człapiących w naszą stronę maszkar. Wybawieniem z opresji mógłby być system walki wręcz, jednak jego zrealizowanie dalekie jest od ideału i lepiej używać go w starciach z pojedynczymi wrogami. Niedopracowany system wykrywania kolizji sprawia, że zabawa w Bruce’a Lee nie jest zbyt efektywna, o efektowności (nieszczęsne animacje) nie wspominając.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler