Gra dzieli się na dwie fazy: budowania i walki. W pierwszej stawiamy zasieki, barykady, koła odpychające i raniące wrogów, magiczne wieżyczki strzelnicze i inne. Każdy bohater ma własne gadżety, więc wybór jest spory. Co ważne, zabawa w strategiczne rozmieszczanie poszczególnych elementów daje wymierne skutki, nie jest to tylko głupi dodatek, bez tego nie ma szans na dotarcie do ostatniej fali i pokonanie bossa. Przejścia należy zablokować, by spowolnić napierających delikwentów, na wejściach do komnaty także pasuje przygotować coś konkretnego na dzień dobry, a wszystko dlatego, że ilość wychodzących wrogów idzie w setki. Myślałem, że w OMD! wala się wiele zielonych ciał, jednak tutaj widok 600 i więcej gadzin to normalka. W zależności od levelu postaci i wybranego poziomu trudności, potwory potrafią być wręcz niemożliwe do pokonania. Rzecz jasna nie jest tak, że od razy rzucamy się na głęboką wodę, ale jeżeli wpadniecie na serwer, gdzie chłopaki mają po 40 lvl i grają na hardzie, a Wy wbijecie tam ze swoim 9 poziomem, to z najprostszą bestia będzie się męczyć przez kilka minut, a zastawione przez Was pułapki padną po jednym ciosie. Trzeba patrzyć, gdzie się wchodzi, ewentualnie skorzystać z szybkiego wyszukiwania, bo tytuł całkiem zgrabnie dobiera nam sesję odpowiednią do naszych możliwości.
Do zaliczenia jest kilka układów na różnych poziomach trudności. Oprócz tego mamy jeszcze tryb wyzwań, w którym np. to my musimy atakować; jest Survival i inne. Zabawy jest naprawdę sporo, ale nawet zwykła kampania ma mnóstwo rzeczy do zaoferowania. Samo zbieranie przedmiotów i liczenie na szczęście zdobycia czegoś naprawdę ekstra wciąga jak diabli, ale tylko jeżeli gramy z kimś innym, a najlepiej na jednej konsoli.
Oczywiście tytuł, jak każdy inny, ma swoje wady. Grafika, mimo iż przyjemna i oprawiona cel-shadingiem, potrafi z lekka irytować, zwłaszcza w trybie budowania, gdzie kamera jest jakoś tak dziwnie zawieszona nad naszą postacią i nie za bardzo widać, gdzie mamy się poruszać - trzeba wspomagać się mapką. Sama walka jest aż za prosta, nie chodzi o to, że przeciwnicy nie są dla nas wyzwaniem, po prostu ataki obsługujemy praktycznie jednym przyciskiem, a drugim się bronimy. Gdy mamy naładowany pasek many możemy się uleczyć, albo użyć specjalnej mocy, ale przy dłuższym posiedzeniu robi się trochę nudno. Średnio podoba mi się także tempo akcji. Poruszamy się dosyć wolno, wrogowie zresztą także do maniaków prędkości nie należą, no i są beznadziejnie głupi. Widzą przed sobą broń, która zaraz zmiecie ich z powierzchni ziemi, ale prą na nią bez opamiętania. Zdarzyło mi się, że była ścieżka z dwoma rozgałęzieniami, jedno było zablokowane, drugie puste bo brakło kasy żeby coś tam postawić. W każdym bądź razie, większość sterowanych przez konsolę zielonych tworów kierowała się w stronę ogrodzenia, pomimo tego, że zaraz obok mieli praktycznie pustą drogę do celu.
Mimo wszystko jest to tytuł, na który warto skierować swoje portfele, ale tylko, jeżeli lubicie współpracę z innymi graczami. Samotna zabawa nie ma większego sensu i całkowicie mija się z celem, więc wszyscy łaknący dobrego singla inwestują w Orcs Must Die!. Szukający kooperacyjnych doznań łykają zaś Dungeon Defenders. I wszyscy są zadowoleni, prawda?!
Dobra |
Grafika: Bajkowa, dobrze zrealizowana, tylko tempo akcji mogłoby być szybsze. |
Dobry |
Dźwięk: Rewelacji nie ma, zwykłe brzdękanie mieczy, strzały z łuku, wybuchy i takie tam. |
Dobra |
Grywalność: Stworzona do kooperacji i tylko do niej. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Banda dzieciaków walczy z falami przeróżnych pokrak. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Samotna zabawa nudzi po kilku minutach, co innego rozgrywki przez sieć i lokalnie w gronie przyjaciół. Cud miód i orzeszki. |
Słowo na koniec: Kolejna mocna produkcja z gatunku tower defense. Ograłeś już Toy Soldiers i Orcs Must Die!? Masz kilku znajomych, ewentualnie lubisz zatracać się w odmętach sieciowego grania? Dungeon Defenders jest właśnie dla Ciebie! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler