Lokacje dzielą się na trzy rodzaje. Pierwszy to kopalnia, z której wychodzimy i biegamy po małym miasteczku, a następnie wpadamy do zamku. Droga do celu jest jedna, nie można łazić sobie, gdzie dusza zapragnie. Idziemy cały czas w prostej linii, tylko jesteśmy oszukiwani przez zakręty i ścieżki prowadzące do skarbów, albo będące ślepym zaułkiem. Design nie grzeszy artystycznym kunsztem, chyba pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że sam mógłbym coś takiego zaprojektować. Nieważne, czy jesteśmy w rezydencji, czy pod ziemią, zmieniają się tylko kolory planszy i wszędzie jest to samo – wybuchające beczki i dzbany z trucizną (można nimi rzucać), jakiś płotek do rozwalenia, kilka maszkar do zabicia i skrzynie. Niby wystrój się zmienia, ale zasada pozostaje taka sama. Na klawiaturę cisną się dwa słowa – nuda i nuda. To samo z wrogami. Jest ich kilka rodzajów i ciągle się zapętlają, a każdego wystarczy walić po łbie posiadaną bronią. Zdarzy się, że czasem trzeba pierwsze pozbyć się tarczy bestii, lub walnąć go z całej siły, by pole ochronne znikło. Ba, raz nawet musimy wykończyć kilku pomocników, by dobrać się do właściwego mięsa, no nie jest zbyt ciekawie. W wielu grach jest podobnie, dajmy na to takie God of War. Można tłuc i tłuc te bestie wciskając tylko jeden przycisk, tylko, że jest mały wyjątek. Tamta gra powala efektywnością, tutaj nie można powiedzieć tego samego.
Kooperacja jak zwykle pokazuje pełnię możliwości tej produkcji. To w niej zdarza się, że czasem możemy rozwiązać jakąś zagadkę, która w pojedynkę jest widoczna, ale niedostępna. Olać to! I tak liczy się tylko wspólne, wesołe szlachtowanie złych brzydali. Można grać lokalnie, można po sieci. Jest fajnie, ale lepiej by było poszarpać ze znajomymi, moi oczywiście olali ten tytuł, chyba czas najwyższy zmienić kolegów…
Oprawa graficzna jest biedna. Co tu dużo mówić, kuleje design, animacja nie zrywa, ale zamiast pięknych przejść z jednego ruchu w drugi, oglądamy takie wycinki niemające ze sobą nic wspólnego. Efektów jako takich też nie uświadczymy, no chyba, że zaliczacie do tego grona kilka wybuchów i fioletowe promienie. Nie jest jednak źle, bo w czasie gry i tak nie zwracamy na grafikę strasznie uwagi i po prostu spełnia powierzone jej zadanie. Gorzej z dźwiękiem, który kuleje na całej linii. W dialogach wypada fajnie tylko najemnik, chociaż równie sztywno jak pozostali, ale mniejsza z tym. Muzyki brak, a reszta wydobywających się z głośników odgłosów to kiepskie jęki, stęki, szczekanie i warczenie. Jest słabo.
Jakbym jednak nie narzekał na Crimson Alliance i co bym o tej grze nie napisał, to skłamałbym twierdząc, że nie warto się nią zainteresować. Za obecną cenę odradzam każdemu, ale jeżeli zobaczymy ją za 600 punkcików, to naprawdę warto. Zabawa pomimo wielu wad, niedociągnięć i uproszczeń jest bardzo fajna. Można pykać w co-opie, można samemu, są rankingi i masterowanie krótkich układów. Nie jest źle, tylko z ceną przesadzono i wybrano tragiczny moment na premierę, ale to już nie mój problem.
Dobra |
Grafika: Kolejna produkcja, która grafikę ma, bo mieć musi. |
Przeciętny |
Dźwięk: Kiepski. Dźwiękowcy nie przyłożyli się do roboty. |
Dobra |
Grywalność: Jest wtórnie i schematycznie, ale o dziwo gra się nieźle. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Nic nowego, wszystko już gdzieś widzieliśmy. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: W kooperacji gra rozwija skrzydła, ale w singlu też daje rade. |
Słowo na koniec: Typowy średniak z zza wysoką ceną. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler