zvarownik @ 14.12.2010, 23:00
Kamil "zvarownik" Zwijacz
Ahh, te gry na licencji. Pewnie doskonale wiecie, że TRON: Evolution to mały przedsmak przed filmem, który wkrótce zawita do kin, ale jeżeli ta produkcja miała kogokolwiek nakłonić do kupienia biletu na seans, to chyba się tam panom w Disney w główkach poprzewracało.
Ahh, te gry na licencji. Pewnie doskonale wiecie, że TRON: Evolution to mały przedsmak przed filmem, który wkrótce zawita do kin, ale jeżeli ta produkcja miała kogokolwiek nakłonić do kupienia biletu na seans, to chyba się tam panom w Disney w główkach poprzewracało. Nie jest to koszmarnie kiepska gra ale typowy średniak, w którego można zainwestować, gdy jego cena zacznie oscylować w granicach 70 zł.
Fabuła jest prosta, głupia i aż do przesady nieinteresująca. Wcielamy się w program komputerowy nazwany Anon i jesteśmy czymś w rodzaju ochrony wirtualnego świata, w którym toczy się cała akcja tytułu. Uniwersum miało być piękne, bogate i pozbawione przemocy, ale jakby tak się stało, to nie trzeba by było poświęcać teraz czasu na pisanie tej recenzji, cóż, szkoda… Wracając do tematu, cyfrowe państwo zostało zaatakowane przez wirusa Abraxas i jak się okazuje w dalszej części gry, jedynym ratunkiem jest, ahh, nie będę spoilować, ale całość jest przewidywalna do bólu, jest też laska Quorra i inne „atrakcje”. Nic specjalnego jednym słowem. Dodatkowo, główny bohater nic się nie odzywa, jest nudny jak flaki z olejem i ni w ząb nie da się z nim związać w jakiś sposób, żal.
Gameplay jest już dużo ciekawszy. Po pierwsze jest to typowa zrzynka z dajmy na to Prince of Persia, ewentualnie ma podobne symptomy, co Assassin’s Creed. Biegamy, skaczemy, walczymy, jeździmy na motorze i w niby czołgu.
Parkour w wykonaniu naszego podopiecznego nie jest ani tak efektowny, jak w koleżeńskich produkcjach Ubisoftu, ani też tak rajcowny. Bardzo przeszkadza kamera, która właściwie nigdy nie ustawia się w sposób, który zapewniałby optymalną widoczność. Co chwilę trzeba się zatrzymywać, by ręcznie ją „nastroić”, a przez to płynność rozgrywki traci wiele. To jednak dopiero początek wad. Jazda na motorze, czy jak tam się nazywa to ustrojstwo, jest tak słaba, że właściwie mogliby to pokazywać w ramach filmików. Wyobraźcie sobie sami. Jest prosta trasa z kilkoma zakrętami, przy których wystarczy delikatnie przechylić analoga, nie dzieje się na niej prawie nic. Niby są jakieś strzały, coś tam wybucha, coś się zawala, ba, nawet czasem ktoś nas zaatakuje, ale wygląda to mniej więcej tak – gaz do dechy, dwa razy naciśnij przycisk, wychyl gałkę, zamknij oczy, połóż się spać, ktoś obudzi Cię jak dojedziesz do celu. Ja już jednak wolę tą kiepską kamerę…
Pojazdy ogólnie mają pecha do tej produkcji. Czasem przyjdzie nam zasiąść za sterami opancerzonego wehikułu, a właściwie, czołgu. W tym przypadku też dzieje się tyle, że wprost nie wiem od czego zacząć. A nie, wiem przecież doskonale! Może już ktoś skojarzył takie słowo „nuda”, chyba zdążyło się przewinąć w tym tekście kilka razy. Jedziemy (lewa gałka ruch do przodu/tyłu, prawa skręty), wybiega do nas ekipa rzezimieszków, oddajemy dwa, w porywach trzy strzały i „jedziem dalej”. O nie, przecież nadciąga ekipa wrażych pojazdów, mamy przekichane! W takiej sytuacji powtarzamy schemat – dwa, trzy strzały i gaz do dechy. W praktyce prezentuje się to zdecydowanie gorzej, niż mogą to oddać słowa.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler