Destiny 2: Twierdza Cieni (PS4)

ObserwujMam (0)Gram (0)Ukończone (0)Kupię (0)

Destiny 2: Twierdza Cieni (PS4) - recenzja gry


@ 22.10.2019, 12:09
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Destiny 2: Twierdza Cieni to pierwszy dodatek dla Destiny 2 po tym, jak Bungie rozstało się z Activision. Jest rewolucja?

Destiny 2, mimo wad, było udanym projektem. Oferowało spore pokłady grywalności, a przy okazji miało perspektywy na przyszłość. Twórcy obiecywali wieloletnie wsparcie, nową zawartość, zmiany i poprawki. Niestety dość szybko okazało się, że deweloperzy nie słuchają swojej społeczności i co krok wprowadzają do swojego dzieła rozwiązania, których nikt tak naprawdę nie chce – dostawaliśmy bowiem głównie nowe sposoby monetyzowania tytułu. Czy najnowszy dodatek, Twierdza Cieni, wydany już po rozstaniu Bungie z Activision naprawia dotychczasowe błędy studia?

Twierdza Cieni jest czwartym z kolei rozszerzeniem dla Destiny 2. Jako że mamy do czynienia z looter shooterem, nikogo nie powinien dziwić fakt, iż całość nadal mocno polega na gromadzeniu wyposażenia. Grind jest podstawą zabawy, a krótka kampania fabularna (wystarczająca na około 5 godzin) dodana w ramach rozszerzenia nawet nie stara się zatrzeć tego wrażenia. Całość wygląda jak sklejona trochę naprędce. Wracamy tu bowiem na księżyc, aby stawić czoła tajemniczemu złu, które zaczęło wyłazić spod powierzchni jedynego ziemskiego satelity naturalnego.

Dla osób grających w pierwsze Destiny oznacza to niestety odwiedzanie tych samych miejsc, eliminowanie tych samych przeciwników (choć lekko zmodyfikowanych) oraz walkę z pokonanymi wcześniej bossami. Niby nadal jest z tego satysfakcja, ale przecież dodatek nie jest darmowy, więc czemu twórcy mocniej się nie postarali? Jakby tego było mało, misje fabularne poprzecinane są dodatkowymi aktywnościami przepełnionymi grindem i ciągnącymi się czasem w nieskończoność.

Skoro o grindzie mowa, o nacisku na niego decydują oczywiście wspomniane aktywności dodatkowe. Mamy zatem misje, zlecenia, wyzwania i inne tego typu robótki, za sprawą których staramy się po prostu podnieść poziom światła – czyli po prostu poziom doświadczenia naszego Strażnika. Podobnie, jak w przypadku podstawki – choć tu chyba nikt nie liczył na rewolucję – robimy to za sprawą pozyskiwanych przedmiotów, np. pancerzy, które są teraz lepiej opisane i da się je mocniej rozwijać. Pozytyw z tego taki, że łatwiej stworzyć unikatowo wyglądającego bohatera, choć nie jedyny.

Zarządzanie pancerzami (i bronią) nie ogranicza się tylko do wyglądu. Za sprawą specjalnych modyfikacji da się zmieniać ich funkcjonalność. Niektóre modyfikacje mamy od początku zabawy, inne możemy nabyć w miarę postępów za pomocą specjalnej waluty, tzw. migotu. Żeby było jeszcze ciekawiej, zdobyte modyfikacje na stałe pozostają w naszym ekwipunku, nie znikają magicznie po tym, jak je wykorzystamy, montując w wyposażeniu, co pozwala na ich regularne podmienianie.

Co ciekawe, modyfikacje związane są z jeszcze jedną nowością – ciosami kończącymi, do pewnego stopnia przypominającymi finishery, które studio id Software wprowadziło do ostatniej części serii DOOM. Niby nie jest to nic specjalnie odkrywczego, tudzież zmieniającego zabawę, ale mimo to cieszą i zapewniają sporą satysfakcję – szczególnie kiedy wyprowadzamy je na sam koniec jakiejś efektownej batalii.

Nowym herosem przejdziemy nie tylko kampanię na księżycu, ale weźmiemy też udział m.in. w nowym rajdzie oraz szturmach. Dodatek wprowadza też do zabawy dwie niedostępne wcześniej aktywności: Polowanie na koszmary oraz Ofensywę Weksów. W pierwszej chodzi o pokonanie koszmarnych wersji bossów z całego uniwersum Destiny 2. Drugie to sześcioosobowy tryb współpracy, w którym przedzieramy się przez dwie fale Weksów, a kończymy pojedynkiem z bossem. Poprawnie zrealizowane aktywności oznaczają oczywiście nagrody, którymi możemy podnosić swój poziom światła.

Na tym w sumie nowości w Destiny 2: Twierdza Cieni się kończą. Wprawne oko dostrzeże co prawda delikatnie poprawioną oprawę wizualną oraz różne pomniejsze zmiany, ale ogólnie tylko opisane powyżej elementy warte są Waszego czasu i uwagi. Jak dla mnie, to trochę mało. Za dodatek trzeba wyłożyć mniej więcej 120 zł, a nie wprowadza on do zabawy zbyt wielu nowości. Część z nich, jak zmiany w pancerzach i broni, powinny być udostępnione za darmo. Bungie się niestety nie popisało.


Długość gry wg redakcji:
5h
Długość gry wg czytelników:
250h 0min

oceny graczy
Świetna Grafika:
Nie sposób się do czegokolwiek przyczepić.
Świetny Dźwięk:
Najwyższa półka.
Dobra Grywalność:
Kampania fabularna kiepska. Nowe wyzwania są w porządku, ale zaczęły mnie dość szybko nużyć.
Przeciętne Pomysł i założenia:
Deja vu towarzyszyło mi tu dość często.
Dobra Interakcja i fizyka:
Finishery nadają pojedynkom dynamizmu.
Słowo na koniec:
Destiny 2: Twierdza Cieni zapowiadało się na coś znacznie ciekawszego. Kampania fabularna jest kiepska, a pozostała zawartość nie usprawiedliwia dość wysokiej ceny i mnie osobiście dość szybko znudziła.
Werdykt - Przeciętna gra!
Screeny z Destiny 2: Twierdza Cieni (PS4)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?