Moim skromnym zdaniem, seria Saints Row ociera się o kryzys. Podobała mi się część druga, jeszcze bardziej polubiłem trzecią, ale "czwórka" mnie wymęczyła i znudziła (dodatek Enter the Dominatrix też niczego nie urywał). Motyw wirtualnej rzeczywistości niby nie był zły i wpisywał się w wariacką konwencję serii, ale rozgrywka - na dłuższą metę - okazywała się wtórna. Nie zadbano przy tym ani o szczególnie ciekawy scenariusz, ani o błyskotliwe poczucie humoru, z którym studio Volition było za pan brat. Ba, gagi niejednokrotnie były ostro ponaciągane i tylko niekiedy zamieniały usta w banan. Twórcy mieli szansę nieco się zrehabilitować, wydając samodzielny dodatek do gry, ale czy na pewno się udało? Zerknijmy czy intrygująco brzmiące Gat out of Hell gwarantuje piekielnie dobrą, solidną zabawę, czy raczej sprawi, że będziemy chcieli jak najszybciej uciec z tego piekła.
W rozszerzeniu, w końcu, po tylu latach, pożegnamy się z miastem Steelport i przeniesiemy w piekielne czeluści (chociaż bohaterowie twierdzą, że oba miejsca nie różnią się zbytnio od siebie). Początek przedstawionej tu historii jest wręcz słodki. Kinzie szaleje na swojej imprezce urodzinowej, są balony, gry, zabawy, żarty, śmiechy… Balanga jak ta lala. Jednak w pewnym momencie, tak dla zwykłego urozmaicenia, ktoś ze znajomych zaproponował niewinną zabawę planszą Ouija. No i, jak to w przypadku niewinnych zabaw bywa, wszystko zakończyło się katastrofą. Uczestnicy niechcący otworzyli portal prowadzący wprost do piekła, przez który został porwany sam pan Prezydent. Nie bacząc na zagrożenie, dzielni Johnny Gat i jubilatka, Kinzie, wyruszyli wprost do czeluści zła, by ocalić swego lidera od rychłej zguby. Sytuacja okazuje się jeszcze poważniejsza, niż mogli sądzić, albowiem Prezydenta może czekać nie tylko milion lat smażenia w piekielnych ogniach, ale – co gorsza! – wisi nad nim perspektywa ślubu z uroczą Jezebel, córką samego brodatego, rogatego Szatana (swoją drogą, facet wygląda jak Walter White z Breaking Bad!). Nie czekając na zbawienie boskie (...), dzielna dwójka - bez namysłu - rozpoczyna konkretną rozpierduchę i postanawia ocalić kolegę. No i – jak to mawia Johnny – nie obejdzie się bez „odstrzelenia ryja Szatanowi”.
Początek przygody może właściwie wydawać się interesujący. Lądujemy w Piekle, które – jak się okazuje – nie jest tylko gorącym pustkowiem, a tętniącym życiem miastem (no, powiedzmy, że "prawie", wszak mieszkańcy to w większości bezmózgie zwłoki). Mamy kilka różnych dzielnic, wiele wysokich budynków, sieć dróg, czy nawet jakieś wesołe miasteczka. Wszystko to oczywiście okalane wszechobecną czerwienią i płynącą hektolitrami magmą. Po ulicy jeździ przy tym sporo stylizowanych samochodów i motocykli, a my weźmiemy do łapek garstkę nowych, diabelskich pukawek. W pierwszej chwili wygląda to nieźle, ale wrażenie dość szybko mija, a gracz musi zderzyć się z nieco mniej atrakcyjną rzeczywistością.
Pierwszy zarzut dotyczy scenariusza i narracji. Historia opowiadana jest w formie bajki książkowej, co generalnie jest całkiem zabawnym pomysłem, ale niekoniecznie dobrze zrealizowanym. Przedstawiane tu wydarzenia nie są zbyt ciekawe, a narracja robi strasznie duże przeskoki fabularne, zupełnie jakby twórcom zależało na możliwie prędkim popychaniu fabuły ku końcowi. Notorycznie można odnieść więc wrażenie, że coś jeszcze powinno się tu stać, a z niejasnych przyczyn, zostało to pominięte przez scenarzystów. Ponadto liczne cutscenki zawierają sporo przydługawych, niezbyt śmiesznych dialogów, co w pewnym momencie zacznie frustrować nawet najdzielniejszego gracza. Podobały mi się musicalowe wstawki (wręcz disneyowskie), ale i one nie były nadzwyczaj zabawne i niepotrzebnie się ciągnęły. Trzeba jednak oddać twórcom, że wpadli też na kilka fajnych pomysłów. Spodobało mi się np. umieszczenie w grze historycznych, ultra-złych postaci, takich jak legendarny pirat Czarnobrody, Vlad Palownik (facet, który, zgodnie z legendą, przemienił się w Hrabiego Draculę), czy William Szekspir (chociaż nie do końca rozumiem, co gość robi w piekle). Persony te dodają przygodzie sporo uroku, chociaż ostatecznie i tak miałem wrażenie, że ich potencjał nie został do końca wykorzystany, zbyt rzadko mamy z nimi do czynienia. Sądzę, że dało się z nich wycisnąć więcej.
Należy tu wspomnieć, że zgodnie z ideą podstawowej wersji gry, nasi bohaterowie (bo podczas gry można ich zmieniać) posiądą pewien zestaw magicznych mocy. Od razu powiem, że wszystkie podlegają rozwojowi, dzięki rozsianym po całej mapie specjalnym klastrom. Co najciekawsze, naszym herosom wyrosną skrzydła (prawdziwe!), dzięki którym wykonają bardzo wysokie, dalekie skoki, a nawet polatają za ich sprawą po okolicy (to akurat niezwykle przyjemna czynność!). Ponadto nauczymy się mega-szybkiego sprintu, który odpowiednio rozwinięty pozwoli nam na taranowanie wszelkich napotkanych przeszkód. Nasze poczynania wesprzemy też zaklęciami bojowymi (łącznie cztery kategorie, a każda może przybrać trzy różne formy). I tak wykonamy np. tupnięcie, odrzucające oponentów. Wypuścimy magiczny pocisk, który zamieni wrogów w kamienie. Przyzwiemy jakieś diabelskie istoty towarzyszące. Otoczymy się aurą, która podpali adwersarzy lub wyssie z nich życie. Opcji jest dość dużo, choć łatwo zauważyć, że nie ma tu wielkich nowostek, względem oryginału. Po prostu to, co znaliśmy już wcześniej dostosowano do tutejszych, piekielnych potrzeb. Zdecydowanie zabrakło mi bardziej diabelskich, apokaliptycznych talentów, za sprawą których można byłoby siać jeszcze większe zniszczenie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler