Choć po przejściu całości stwierdzam, że względnie dobrze się bawiłem, to przyznam, że wstępny kontakt z Enemy Front nie napawał mnie optymizmem. Pierwsze misje były dość chaotyczne i niezbyt przemyślane, Hawkinsem sterowało mi się topornie i wręcz porażała głupota adwersarzy. Walcząc w sercu Warszawy i bijąc się o wspominany kościół nie potrafiłem „wczuć” się w scenariusz i bardziej zaangażować w rozgrywkę. Koniec końców nie była to może jakaś katorga, ale bawiłem się raczej przeciętnie. Zadania zdawały się ubogie, a lokacje mało sugestywne.
Z czasem jednak produkcja nabierała drugiego oddechu i dostarczała coraz lepszych wrażeń. Udało się przełamać ten chaos z początków rozgrywki, przygotowano lepsze, o wiele czytelniejsze scenerie, w końcu też wprowadzono więcej urozmaicenia do misji. Pierwszym sygnałem „drogi ku lepszemu” było przeniesienie zabawy do Francji. Tam twórcy zaserwowali nam zarówno duże, barwne lokacje, jak i o wiele sprawniej poprowadzoną akcję. W miarę progresji także rozgrywka w Warszawie zaczęła nabierać rumieńców, a CI Games jakby przybywało nowych pomysłów na prezentację zrujnowanego miasta. Częściej pojawiały się również misje drugoplanowe, polegające na wysadzaniu jakichś obiektów, czy niesieniu pomocy partyzantom. Nawet inteligencja przeciwników zdawała się rosnąć. Podczas potyczek zaczęli zachowywać się nieco rozsądniej, niż wcześniej. W końcu, zupełnie trafne okazały się zlecenia w mroźnej Norwegii oraz w niebezpiecznych Niemczech. Stanowiły one miłą odskocznię od zdewastowanej stolicy (były zresztą podobne do zadanek kojarzonych chociażby z Call of Duty). Pojawiło się przy tym sporo odważnych momentów, związanych z masową destrukcją otoczenia i walką z naprawdę licznymi wrogami. Nie ma tu może i jakichś porywających, wybitnych etapów, ale Enemy Front – wbrew pierwszym wrażeniom – rozwija skrzydła i staje się całkiem wciągającą strzelanką.
Kwintesencją Enemy Front jest ubijanie wrogów. Przy pomocy sporej liczby karabinów maszynowych, zwykłych karabinów, snajperek, strzelby, czy pancerfaustów, zlikwidujemy dosłownie połowę armii nazistów i zostawimy za sobą całe połacie trupów. Rozwałka okazuje się całkiem przyjemnym zajęciem, choć nie ukrywam, że zabrakło mi jakiegokolwiek systemu osłon. Zdecydowanie przydałaby się opcja wychylania zza ścian, czy nawet szycia do wrogów "na ślepo". Przy tej ilości walki wypadało zaimplementować takie mechanizmy, są one bowiem chlebem powszednim w dzisiejszych przedstawicielach gatunku. Co ciekawe, producent wyraźnie dążył do tego, aby część plansz była nastawiona na cichą walkę, wychylanie się, obserwowanie otoczenia - wówczas mechanika korzystania z zasłon byłaby jak znalazł. Niestety, ostatecznie wyszło to raczej słabo. Na upartego można się skradać za plecami wrogów, bezszelestnie ich unieszkodliwiać (da się ich także brać na zakładników i wykorzystywać jako żywe tarcze), ostrzelać wyciszoną bronią czy nawet wkomponowywać swoje strzały w komunikaty radiowe (które zagłuszą odgłos broni), przyznam jednak, że choćbym nie wiem jak próbował pozostać niezauważonym i tak wszystko kończyło się zwyczajną jatką. CI Games nie potrafiło ani zachęcić gracza do tego rodzaju zmagań, ani nie dało rady stosownie zaprojektować poziomów (rozmieszczenie i zachowanie wrogów jest po prostu zbyt kłopotliwe). Trochę szkoda bo byłby to fajny dodatek i jakieś urozmaicenie zabawy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler