Zanim ujrzy to, czy inne słoneczko, rozgryzie kilkadziesiąt poziomów placówki wydobywczej w poszukiwaniu wyjść do coraz wyższych kondygnacji. Z uwagi na charakter lokacji, nieodzowna staje się latarka, choć należy nią operować ostrożnie, by nie wabić wrogów. Problem w tym, że jej, jak i reszty sprzętu (bomby, karty dostępu) należy szukać ponownie w każdym kolejnym miejscu. I chociaż te ostatnie rosną oraz się komplikują w miarę zbliżania się do powierzchni, tak w żadnym razie nie nazwałbym Dynamite Jacka grą trudną – wystarczy odrobina zręczności i dobre rozpoznanie mapy, by stale robić postępy, nawet przy ambicji znalezienia bonusowych klamotów i zaliczania opcjonalnych wyzwań. Przez wzgląd na to dzieło Phila Hasseya to niby gra z elementami logicznymi, ale w wersji light, niezwykle lekkiej i przystępnej. Na dodatek, etapy upstrzono punktami kontrolnymi, w których spawnuje się nasz heros po śmierci, więc nawet wielokrotne podchodzenie od jakiegoś fragmentu nie wywołuje żyłki na czole.
To z kolei spora zaleta, gdyż mimo wszystko wymagany jest stosunkowo wysoki poziom skupienia – odgłosy wybuchów wabią wrogów, a niekiedy patrole są tak gęste, że aż zacząłem się zastanawiać, co takiego drogocennego wydobywa się w tej kopalni. Może złote karty kredytowe…? Jednakże co dobre, szybko się kończy – i tak Dynamite Jack po 4h zaświecił mi w oczy creditsami i to niemal tuż po tym, gdy poznałem nowego, upierdliwego przeciwnika! Autor zbyt długo zwlekał z komplikowaniem rozgrywki, więc zanim ekran obnaży prawdziwy węzeł gordyjski, wymagający od gracza nie lada kombinowania, historia sięga finału. Przypomina to nieco Portal 2, gdzie również brakowało zagadek sprawiających, że mózg lasował się od samego patrzenia na daną komorę testową. Z pomocą przychodzi społeczność – w gronie stworzonych przez nią map (niezbyt dużo, ale przecież gra zadebiutowała niedawno) są prawdziwie hardkorowe wyzwania, jakich zabrakło w sprzedawanej paczce. Nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować samemu zepsuć sobie humor własnoręcznie stworzoną lokacją w dołączonym edytorze, dość prostym w obsłudze, przy okazji. Gdyby nie on, Dynamite Jack zostałby skazany na traktowanie niczym zabawka, którą bez żalu wyrzuca się po niedługim czasie.
Byłaby to spora krzywda dla tej gry, ponieważ godziny z nią spędzone wręcz ociekają miodem. Elementy gameplaya zestawiono w mistrzowski sposób, a gra nie nuży ani przez moment, dając autentyczną radość. Amatorzy wyzwań z pewnością zmarszczą tutaj nos, lecz właśnie dla nich przeznaczono edytor. Czy zabrakło tu multiplayera? Nie, bowiem ten typ rozgrywki nie nadaje się zbytnio do sieciowych bojów, analogicznie jak ilość tekstu zawartego w grze nie wymaga spolszczenia. Za to z chęcią przywitałbym drobne elementy RPG, oczywiście działające w służbie skomplikowania kolejnych poziomów kopalni.
W chwili obecnej Dynamite Jack wyceniono na niecałe 4€, co stanowi naprawdę uczciwą kwotę za porcję może niezbyt pokaźnej, ale to dopracowanej i wciągającej rozrywki. To jedna z niewielu sytuacji, w których gracz toleruje wybuchowy charakter głównego bohatera. I choćby Poważny Sam głosił całkowicie inną prawdę, tak Phil Hassey uczy jednego: „Guns dont’ kill aliens. Bombs do!”.
Przeciętna |
Grafika: Oszczędna i przejrzysta. |
Dobry |
Dźwięk: Wiele go nie ma, ale nieźle buduje klimacik. |
Genialna |
Grywalność: Miód! Do szczęścia brakuje tylko większej ilości trudniejszych wyzwań. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Udany mariaż świetnych patentów, które od zawsze cieszyły graczy. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Robienie dziury w całym to coś pięknego. Poza wysadzaniem ścian i wrogów niewiele już da się zrobić. |
Słowo na koniec: Produkcja dla każdego, piekielnie grywalna i wciągająca. Przydałoby się tylko więcej bardziej złożonych zagadek. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler