Inazuma Eleven Go: Light (3DS)

ObserwujMam (1)Gram (0)Ukończone (1)Kupię (0)

Inazuma Eleven Go: Light (3DS) - recenzja gry


@ 30.07.2014, 15:42
Kamil "zvarownik" Zwijacz

W zeszłym miesiącu na europejskim rynku wylądowała gra Inazuma Eleven Go (dostępne są dwie wersje - Light i Shadow - różniące się, co tu dużo pisać, pierdołami), która pierwotnie zadebiutowała w Japonii jeszcze w 2011 roku.

W zeszłym miesiącu na europejskim rynku wylądowała gra Inazuma Eleven Go (dostępne są dwie wersje - Light i Shadow - różniące się, co tu dużo pisać, pierdołami), która pierwotnie zadebiutowała w Japonii jeszcze w 2011 roku. Czy jednak warto było czekać tyle czasu? Z pewnością tak, o ile jest się fanem gatunku jRPG.

Szczerze pisząc, jest to moje pierwsze spotkanie z Inazuma Eleven, ale produkcja uznanego studia Level 5 sprawiła, że zainteresowałem się tematem. Ku mojemu zdziwieniu, bohaterowie gry nie odpowiadają tym, których można obejrzeć w anime, ale nie oznacza to, że fani Marka Evansa, Axela Blaze’a i Jude Sharpa będą zawiedzeni.



Wydarzenia ukazane w Inazuma Eleven Go rozgrywają się w czasie, gdy słynni piłkarze drużyny Inazuma National to starsze chłopy, zajmujące się profesjonalną grą lub trenowaniem młodzików. Jednym z nich jest Arion Sherwind – chłopak, który rozpoczyna naukę w szkole Raimon. Jako zapalony fan piłki nożnej, postanawia dołączyć do słynnego zespołu Raimon Eleven i szybko okazuje się, że w piłkarskim świecie źle się dzieje. Futbol jest bowiem kontrolowany przez organizację Fifth Sector, która ustawia większość meczy, a ci, którzy starają się jej przeciwstawić, ponoszą dotkliwe konsekwencje. Nie będę wdawał się w dalsze szczegóły, by nikomu nie psuć zabawy, ale tytuł może pochwalić się kilkoma zaskakującymi momentami i, o ile zakończenie przygody Ariona jest łatwe do przewidzenia, całość naprawdę wciąga i stanowi mocny atut produkcji.

Zabawa polega przede wszystkim na poruszaniu się po okolicach, znajdujących się blisko szkoły Raimon i okazjonalnych wypadach w inne rejony. W związku z tym, w czasie około 20-godzinnej przygody po 200 razy obejrzycie te same miejsca, ale - o dziwo - nie jest to strasznie męczące, bo gdy już Ci się wydaje, że widziałeś wszystko, nagle okazuje się, że gameplay prowadzi Cię do nowej lokacji. Tak jest aż do końca, a poza tym, wszędzie jest coś do zrobienia.

Inazuma Eleven Go: Light (3DS)

Wśród dostępnych aktywności znajduje się m.in. trenowanie. Na planszy porozmieszczano specjalne pola ze znakiem błyskawicy, w których możemy zwiększyć statystyki naszych podopiecznych. Trenujemy więc drybling, kondycję, szybkość, itd. Oczywiście nie ma nic za darmo, więc na ten element wydajemy specjalne punkty, zdobywane w czasie potyczek z innymi ekipami. Oprócz tego ciekawym elementem jest też werbowanie nowych zawodników. Nieraz piłkarze sami zgłaszają się do nas, jeżeli pokonamy ich w jednym z wielu meczów; w innym przypadku należy spełnić szereg wymogów (zatroszczyć się o konkretne przedmioty, zrobić fotografię danego miejsca, itd.), by jakiś „gwiazdor” zechciał zasilić nasz team. Dodatkowo po zebraniu wszystkiego, co potrzebne, musimy jeszcze na delikwenta wydać punkty przyjaźni (mam nadzieję, że nie pomyliłem nazwy). To jeszcze nie koniec, bo zawsze możemy wybrać się na zakupy (nowe przedmioty, buty, rękawice oraz moce specjalne), czy po prostu pogadać z jedną z wielu postaci NPC. Jest, co robić!


Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosPabloMG   @   10:30, 31.07.2014
Ptrząc na Inazuma Eleven Go: Light przychodzi na myśl Captain Tsubasa (Kapitan Jastrząb).
0 kudoszvarownik   @   12:13, 31.07.2014
Pablo, mam to samo, bo w gruncie rzeczy to podobne jest. Ogólnie fajna ta Inazuma i nie mówię tylko o grze Szczęśliwy
0 kudosMicMus123456789   @   13:19, 31.07.2014
Ja z początku anime nie oglądałem, ale jak mnie wciągło tak do dziś mam wszystko obejrzane xD A skojarzenia z Tsubasą są na miejscu w końcu Inazuma trochę na nim bazuje Uśmiech Choć ja osobiście nigdy nie oglądałem Tsubasy - nie podoba mi się xD