Seria Assassin’s Creed to prawdziwy fenomen ostatnich lat. Dwie wydane do tej pory części sprzedały się wyśmienicie i tak po prawdzie sprzedały się same. Gracze zostali oczarowani niesamowitym klimatem produkcji, nietypową oprawą wizualną oraz wciągającą, choć nieco powtarzalną, mechaniką rozgrywki. Mnie osobiście każde wydanie się podobało i z niecierpliwością wyczekuję finału historii Desmonda Milesa, który najprawdopodobniej przyjdzie wraz z trzecią, ostatnią partią trylogii. W między czasie warto zasiąść przed ekranem telewizora i odpalić Assassin’s Creed: Brotherhood, kontynuację przygód Ezia – protagonisty z „dwójki” – który tym razem wyrusza do Rzymu by zakończyć tyranię rodu Rodrigo Borgii.
Zakończenie dwójki pozostawiało sporo pytań bez odpowiedzi. Przyznam, że byłem niesamowicie zniesmaczony tym, co zostało mi przedstawione po dwudziestu godzinach zabawy, ale postanowiłem zachować otwarty umysł i poczekać na rozwinięcie sprawy. Assassin’s Creed: Brotherhood jest właśnie tym rozwinięciem. Grę zaczynamy w miejscu, w którym zakończyło się Assassin’s Creed II – dokładnie w tym miejscu. Widzimy zatem Ezia głęboko pod Watykanem, w tamtejszych kryptach, tudzież lochach – ciężko określić konkretnie z czym mamy do czynienia. Marszem triumfalnym wychodzi na powierzchnię i rusza do domu. Ten zostaje jednak zaatakowany i jego posiadłość zrównana z ziemią przez templariuszy. Monteriggioni nie istnieje, a my postanawiamy oczywiście poszukać zemsty na osobach odpowiedzialnych za jego destrukcję. W tym celu wyruszamy do Rzymu.
Tym razem do naszej dyspozycji oddane zostaje tylko jedno miasto, jest ono jednak dość pokaźnych rozmiarów, gdyż podzielono je na 12 dystryktów. Zwieńczeniem każdego jest wieża Borgiów – unoszący się wysoko ponad ulice złowieszczy monument, przypominający mieszkańcom, że wszelaka niesubordynacja będzie karana śmiercią. Represjonowani ludzie boją się stawić czoła tyranii, kupcy pozamykali lokale, a pomiędzy budynkami krążą liczne, uzbrojone patrole. Sytuacja jest naprawdę tragiczna. Koniecznie trzeba więc coś z tym zrobić i właśnie w tutaj wkracza do akcji Ezio.
Głównym zadaniem gracza będzie oczywiście realizowanie wątku fabularnego, brnącego powoli w stronę zemsty na rodzinie Borgii. Podobnie jak w częściach poprzednich, przeskakujemy pomiędzy dwoma rzeczywistościami – pierwsza to życie Desmonda Milesa podpiętego do urządzenia zwanego animus. Druga to losy jego przodka, Ezio Auditore de Firenze, którego powołujemy do istnienia dzięki wspomnianej przed chwilą maszynie. Droga do upragnionej wendetty jest, jakże by inaczej, usiana wieloma przeciwnościami, wśród, których kluczową rolę odgrywają potężne wieże.
Gracz może zdecydować się na ich likwidację, lub zostawić je w spokoju. Jest to w sumie jeden z ciekawszych aspektów rozgrywki. Nie jesteśmy bowiem zmuszeni podążać określoną ścieżką do celu i możemy sami zdecydować co w danej sytuacji zrobić. Osoby, które postanowią niszczyć struktury otworzą sobie dostęp do elementów ekonomicznych. Każdy zabity kapitan odblokowuje bowiem opcje renowacji. Na wzór Monteriggioni w Assassin’s Creed II możemy odbudowywać zniszczone banki, sklepy i inne przybytki. A każdy z nich otworzy wcześniej niedostępne opcje. Dla przykładu, posiadając wiele sklepów odzieżowych dostaniemy lepsze ubrania, zbrojownie zaoferują większy wybór broni, a banki pozwolą przechowywać konkretniejszą sumę pieniędzy. Wieże skrywają też mnóstwo wątków pobocznych, które ujawniają się dopiero gdy wleziemy na sam szczyt i zatłuczemy zarządzającego nią kapitana.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler