Z questami pobocznymi wiąże się kolejny zarzut. Otóż część misji polega na tym, aby, w towarzystwie sojuszników sterowanych przez konsolę, bronić jakiejś określonej grupki postaci niezależnych. Sztuczna inteligencja skrzydłowych woła jednak o pomstę do nieba, a to oznacza, że nie tylko bronimy wybranych osób, ale także bawimy się w niańkę, pilnując podopiecznych. SI oponentów działa jakoś sprawniej. Na szczęście da się też grać w towarzystwie innych graczy (albo w trybie współpracy, albo przeciwko sobie). Wtedy jest przyjemniej, ale na dłuższą metę również nudnawo, bo system walki wciąż ten sam, nastawiony na mashowanie przycisków. Nie pomagają nawet dziesiątki przeróżnych ciosów, bo i tak korzystałem z kilku najsensowniejszych.
Inne problemy związane z grą wynikają po części z tego, że mamy do czynienia z projektem od Japończyków, a po części ze względu na to, iż twórcy doszli do wniosku, że grają tylko starzy wyjadacze. Nie jesteśmy więc prowadzeni przez poszczególne elementy rozgrywki za sprawą jakiś interaktywnych samouczków. Zamiast tego na ekranie co jakiś czas pojawia się niewielki plakat informacyjny, na którym rozpisano wszystkie przyciski i opcje. Nie sposób to zapamiętać, a zatem przez pierwsze kilkadziesiąt minut gramy prawie bezustannie po omacku, na zasadzie prób i błędów. Nie jest to niestety zbyt przyjemne.
Jakby tego było mało, stylistyka anime do mnie nie przemawia. Jeszcze jakby była zrealizowana z rozmachem, pietyzmem charakterystycznym dla gier zachodnich, byłoby na czym oko zawiesić. Tutaj jest dość skromnie. Postaci są całkiem ładnie zaprojektowane i wyśmienicie animowane. Efektownie wyglądają też pojedynki, a gra nigdy nie spowalnia – zawsze jest idealnie płynna. Nie ma w tym jednak niczego dziwnego, kiedy spojrzeć na niską jakość tekstur, mało zróżnicowane lokacje oraz po prostu ogólną przeciętność otoczenia. Nie znalazłem tutaj niczego, co mogłoby mnie porwać i sprawić, że stanąłbym na chwilę, celem podziwiania kunsztu grafików. Jest pod tym względem dość słabo niestety.
Tak samo nie ma szaleństwa, jeśli chodzi o oprawę dźwiękową. Chociaż inaczej… jest nieźle, jeśli chodzi o efekty specjalne oraz dialogi. Słabo jest natomiast w kwestii muzyki. Utwory zbyt często się powtarzają i w zasadzie cały czas coś leci w tle. Pasowałoby jednak żeby kawałki były dopasowane do tego, co dzieje się na ekranie, a nie prawie non stop jakiś dynamiczny rockowo-punkowy soundtrack. Nie przemawia to do mnie i na dłuższą metę jest nawet męczące, bo uszy nie mają choćby chwili wytchnienia. Totalnie nie moje klimaty.
Podsumowując, wracamy do pytania, które postawiłem na początku. Czy Dragon Ball: Xenoverse jest dla każdego? Niestety nie. To tytuł przeznaczony przede wszystkim dla fanów uniwersum. Osoby, które nie miały z nim wcześniej do czynienia, albo tylko okazyjnie zerkają na komiksy, tudzież anime, raczej nie znajdą tutaj nic dla siebie. Elementów RPG jest mało, fabuła jest dość skromna, a system walki oparto w głównej mierze na grindzie. Nie stanowi on też większego wyzwania, jeśli chodzi o taktykę walki. Wystarczy po prostu walić w przyciski i mieć odpowiednio mocną postać, a zwycięstwo przyjdzie niejako samo.
Dobra |
Grafika: Modele postaci i animacje są ok, ale tła wymagały dodatkowych nakładów pracy. |
Dobry |
Dźwięk: Efekty i dialogi są w porządku, muzyka natomiast strasznie monotonna. |
Przeciętna |
Grywalność: Prawie całkowity grind. Niestety bardzo monotonny. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Koncepcja zadymy w czasie niezła, ale wykonanie pozostawia sporo do życzenia. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Tryb współpracy wpływa pozytywnie na rozgrywkę, niemniej jednak nie czułem systemu walki. Singiel jest bardzo monotonny. Fizyka, jako taka, nie istnieje. |
Słowo na koniec: Dragon Ball: Xenoverse to bijatyka przeznaczona tylko dla fanów uniwersum. Jako świeżak, nie mogłem się tu odnaleźć. System walki jest nijaki, rozgrywka nastawiona na grind, a elementy RPG to po prostu nowe umiejętności i fragmenty wyposażenia. Szkoda, bo liczyłem, że uda mi się wkręcić. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler