Jeżeli chodzi o klasy postaci, to twórcy wysunęli kilka propozycji, ale szybko otrzymujemy możliwość tworzenia własnych charakterów. Oprócz doboru wyposażenia, przygotowano także coś w rodzaju systemu perków, dzięki którym wojownik otrzymuje dodatkowe cechy, jak np. większą odporność na ciosy, czy coś w ten deseń. Aha, bym zapomniał – do walki stają naprzeciwko siebie Wikingowie i Saxoni. Niby fajnie, ale jedyne, co różni obie nacje, to nieco inny wygląd postaci. Żadnej różnorodności w wyposażeniu, cechach, stylu walki. Słabo.
Wcale nie lepiej wypadają pola bitew. Map jest łącznie kilka i choć czuć od nich skandynawski klimat (otoczka ogólnie jest całkiem niezła, łącznie z udźwiękowieniem), to ich konstrukcja nie zachwyca. Szczególnie daje się to we znaki w trybie podboju, gdzie walka z reguły toczy się o jeden, środkowy punkt, a jakakolwiek współpraca pomiędzy graczami praktycznie nie istnieje, bo i lokacje do niej niespecjalnie nakłaniają. War of the Vikings to jedna wielka, bezcelowa rzeźnia.
Problemem świeciówki od Fatshark, pomijając lagi o których wspominałem, jest także kiepska stabilność kodu. Tytuł kilkukrotnie wywalił mnie z niewiadomych przyczyn do pulpitu, nie pomogła próba ponownego pobrania danych czy przeinstalowania sterowników od karty graficznej. Niepokoi do tego niewielka ilość graczy – większość serwerów świeci pustkami, a są takie godziny, gdy trudno znaleźć rozgrywkę z przyzwoitym pingiem, w której nie będziemy biegali samotnie po mapie.
Podsumowując, choć twórcy zapowiadają wsparcie przez kolejne miesiące, które ma przynieść m.in. świeże tryby i dodatkowe lokacje, to War of the Vikings już teraz, na nieco ponad miesiąc po premierze, nie ma praktycznie niczego do zaoferowania, co mogłoby nakłonić do kupna gry i posiedzenia przy niej dłużej, niż kilka godzin. Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie da się tutaj pobawić. Gdy już nauczyłem się w miarę sprawnie posługiwać orężem, to zdobywanie kolejnych fragów przynosiło garść satysfakcji, a ja czułem się prawie jak Ragnar Lothbrok. Czar jednak prysł, gdy kod kolejny raz wykopał mnie do pulpitu. Wniosek jest prosty – chcecie kogoś posiekać, to zostańcie przy Wojnie Róż lub Chivalry, grach starszych, ale pod każdym względem bardziej przemyślanych i bogatszych w zawartość.
Dobra |
Grafika: Przyzwoicie wyglądające mapy i nieźle oddany wygląd postaci. Nie ma się nad czym zachwycać, ale też brakuje powodów do czepiania się. |
Dobry |
Dźwięk: Soundtrack i efektowne okrzyki wojowników nieźle budują klimat. |
Dobra |
Grywalność: Wysoki próg wstępu dla nowych graczy, mało trybów, powtarzalność, lagi... Dopiero gdy opanujemy system walki (co wymaga godzin praktyki), gra zaczyna przynosić frajdę. |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Nie ma tu niczego, czego nie widzieliśmy u konkurencji. Ale zaraz, tutaj jest jeszcze mniej. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Sterowanie jest dość toporne, z uwagi na przywiązanie do realizmu. Na minus fizyka, a mianowicie detekcja ciosów, która regularnie zawodzi. |
Słowo na koniec: Szkoda czasu i pieniędzy. Są lepsze gry. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler