Dirian @ 20.05.2014, 14:09
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
Po całkiem udanym War of The Roses, studio Fatshark porzuciło rycerskie klimaty i przeniosło akcję na północ. Do boju stanęli tym razem Wikingowie i Saxoni, czego efektem jest War of the Vikings.
Po całkiem udanym War of The Roses, studio Fatshark porzuciło rycerskie klimaty i przeniosło akcję na północ. Do boju stanęli tym razem Wikingowie i Saxoni, czego efektem jest War of the Vikings. Gra, dla fanów rozgrywki jaką prezentuje, zapowiadała się co najmniej nieźle, ale finalny efekt okazuje się rozczarowujący.
Zabawę najlepiej rozpocząć od zapoznania się z krótkim tutorialem, szczególnie jeżeli nie mieliście do czynienia z poprzednią produkcją studia. Ogarniecie w nim podstawy dość skomplikowanego sterowania. O ile samo poruszanie postacią nie sprawia większych problemów, tak już system walki wymaga wielu godzin wprawy. Samouczek prezentuje najbardziej podstawowe ciosy, a także system ich blokowania. Wyprowadzanie kolejnych ataków polega na przytrzymaniu danego klawisza myszki, a następnie wskazaniu sterowanej postaci kierunku, w którym winna wyprowadzić uderzenie. Podobnie wygląda defensywa – trzymamy uniesioną tarczę / miecz i zgadujemy, z której strony zaatakuje przeciwnik. Najprościej rzuca się nożami lub toporami, ew. obsługuje łuk – wystarczy naciągnąć jednym przyciskiem cięciwę, by wypuścić strzałę, klikając drugi klawisz gryzonia.
Na pierwszy rzut oka system wydaje się niezły – realistyczny, dający spore pole do popisu. Szybko jednak okazało się, że ja, jako początkujący gracz, dostawałem łomot w zasadzie od każdego napotkanego przeciwnika, no chyba że akurat trafiłem na innego, jeszcze mniej rozgarniętego żółtodzioba. Niestety wspomniany mechanizm wymaga wielu godzin praktyki, a gra niespecjalnie zachęca do dłuższego obcowania (o tym za chwilę) z nią. Początkujący nie mają tutaj łatwo, bowiem od razu wrzuceni są do rywalizacji z weteranami, którzy niejeden topór stępili. Ile to razy zostałem pokrojony na kawałki, zanim w ogóle zdążyłem sięgnąć po włócznię. Co więcej, często dochodziło do sytuacji, gdy zastanawiałem się jakim w ogóle cudem przeciwnik mnie trafił? System detekcji ciosów potrafi płatać niebywałe figle, a sporadyczne lagi wcale nie poprawiają sytuacji.
War of the Vikings to gra typowo sieciowa, więc samotnicy nie mają tu czego szukać. Fatshark do naszej dyspozycji oddało w zasadzie tylko dwa tryby zabawy – podbój oraz drużynowy deathmatch. Pierwszy polega na zajmowaniu kolejnych punktów na mapie, poprzez wyżynanie drużyny przeciwnej, a gdy okolica zostanie zdominowana przez „naszych”, przejmujemy daną miejscówkę. TDM dzieli się zaś na kilka rodzajów, ale nie ma tu większej filozofii – wszystko sprowadza się do pokonania przeciwników. Jak na grę sieciową, jest więc biednie, a rozgrywka już po kilkunastu meczach staje się powtarzalna i monotonna.
Studio na zachętę przygotowało system zdobywania poziomów, a za udział w spotkaniach dostajemy określoną ilość złota, które przeznaczamy na nowy ekwipunek. Do wyboru są m.in. różnego rodzaju topory, miecze, łuki i noże do rzucania. Możemy ponadto pomalować sobie tarczę na wybrany wzór, dokupić efektownie powiewający płaszcz czy drwinę, do wykorzystania w trakcie walki. Szkoda tylko, że przy ekwipunku nie zastosowano systemu statystyk, więc wyposażając się w nowe ostrze tak naprawdę nie mamy bladego pojęcia, czy będzie ono lepsze od poprzedniego. Bo niby skąd mam wiedzieć, czy topór z zielonym trzonkiem zadaje większe obrażenia od tego z niebieskim?
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler