Metamorfoza Giany wpływa również na otaczający ją świat, który z ponurej scenerii rodem z koszmarów zmienia się w radosne, tętniące życiem słodkości. Często otwiera to niewidoczne wcześniej przejście bądź zmienia kierunek przemieszczania się platform, a poza tym umożliwia zebranie klejnotów przeznaczonych tylko dla konkretnej „wersji” Giany. Chylę czoła przed projektantami poziomów, gdyż etapy maksymalnie wykorzystują potencjał bohaterki, zaś ich poziom trudności konsekwentnie rośnie przez całą grę, budując przekonanie, że tylko gracze o skłonnościach samobójczych nie sięgną po pada. Już w jednym z pierwszych leveli gameplay wymaga sporej zręczności, a skoro znane porzekadło mówi, że „im dalej w las, tym więcej drzew”, nie spodziewajcie się taryfy ulgowej – prędzej krzyża na drogę.
Omijanie klejnotów i niechęć do zapuszczania się w trudniej dostępne rejony map odbije się czkawką, gdy przyjdzie zmierzyć się z bossem – odblokowanie takiego etapu wymaga zebrania znacznej ilości świecidełek. Nie pozostanie wtedy nic innego, jak wrócić do zaliczonych po łebkach plansz, by spróbować odpokutować swe lenistwo. Łatwo nie jest, gdyż lokacje należą do rozbudowanych, posiadają wiele odnóg i nawet jeśli spędzicie w którejś kilkadziesiąt minut (z samego trybu Adventure wyciśniecie ponad 12h) może się okazać, że gdzieś umknęło Wam… ze 100 gemów. Wymasterowanie plansz, w tym odszukanie wszystkich znajdziek odblokowujących artworki to mrówcza praca dla percepcji oraz tytaniczny wysiłek dla rąk. Co prawda twórcy zachowali zdrowe zmysły, zastępując staromodne „życia” checkpointami, lecz gra i tak nie omieszka wytknąć na koniec liczby spotkań ze śmiercią.
Spędzaniu czasu z Giana Sisters: Twisted Dreams nie towarzyszy jednak frustracja, nawet gdy któryś fragment powtarzamy dziesiątki razy, aby w końcu opanować go do perfekcji (checkpointy bywają znacznie oddalone od siebie). Analogicznie jak w The Adventures of Shuggy, gameplay daje więcej zacieszu, niż zdąży zszarpać nerwów po drodze. Niebagatelna w tym zasługa wyśmienicie skonstruowanych leveli, jak również grafiki, wprost cudownej. Konfigurując grę do pierwszego użycia zachodziłem w głowę, co wśród opcji robi wybór API – od DX9 do DX11 (sic!). To już powinno Wam zasugerować, że Giana Sisters: Twisted Dreams ma wielki jak na platformera apetyt na sprzęt. Wydaje mi się, że wymagania są nieco zawyżone, lecz rekompensuje je śliczna oprawa, w wyborny dla oka, płynny sposób zmieniająca się wraz z Gianą. Poziomy mają piękne tła, są zróżnicowane i upstrzone detalami do tego stopnia, że zaczynam się zastanawiać, czy Black Forest Games w jakiś tajemniczy sposób nie pomnożyło zebranych na Kickstarterze ponad 180 tys. $ z założonego progu 150 tys. $. Naddatek podpowiada, że wśród donatorów znalazła się przynajmniej grupka fanów pierwowzoru, czemu nie trudno się dziwić, skoro nawet sami twórcy przypomnieli o nim w trailerze.
Znakomitą oprawę wizualną dopełnia świetna ścieżka dźwiękowa, również podatna na zmiany – albo spokojna, albo znacznie ostrzejsza, rockowa. Warto nadmienić, iż opiera się ona na oryginalnych utworach skomponowanych przez Chrisa Hülsbecka na potrzeby pierwotnego The Great Giana Sisters, które na nowo nagrał szwedzki zespół Machinae Supremacy. Co najlepsze – w ustawieniach możemy również zdecydować się na jeden konkretny rodzaj muzyki, jeśli np. komuś nie odpowiada ta słodsza. Szkoda tylko, że nic poza konfiguratorem nie jest po polsku, choć to akurat marginalny problem.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler