Ewidentnie wydłużony główny wątek zadziałał pozytywnie na żywot całej gry – odhaczając wszystkie zadania spokojnie wyciśniecie z Borderlands 2 50h i więcej, by potem ewentualnie stawić czoła "new game plus". Swoje dokłada również delikatnie podwyższony poziom trudności (uff, jak dobrze, że nie zrezygnowano z mechanizmu Drugiej Szansy, pozwalającego ograniczyć kosztowne respawny) i znacznie wolniejsze levelowanie – podczas gdy w jedynce po 30h grubo przekroczyłem 30 poziom, tutaj analogiczny stopień wtajemniczenia osiągnąłem dopiero po 40. Rozumiem, że ma to motywować do przechodzenia gry w co-opie, ale przecież zdeklarowanych samotników w jedynce potraktowano lepiej. Trzeba jednak przyznać, że we współpracy z innymi graczami (do 4 osób łącznie) rozgrywka staje się jeszcze bardziej frapująca dzięki mocniejszym przeciwnikom, choć zależy to oczywiście od poziomu osób w drużynie, a przede wszystkim od gospodarza zabawy, do którego dopasowują się wrogowie oraz loot. Pod kątem kooperacji zaprojektowano także nowy, 4-osobowy pojazd (z nie-nowym, wkurzającym skręcaniem myszą) oraz możliwość większej customizacji wizualnej postaci za sprawą znajdowanych skórek. Dodatkowy skin otrzymają posiadacze save’a z części pierwszej – niby miły prezent, ale szczerze mówiąc oczekiwałem czegoś więcej na start.
Co-op w sequelu, jakkolwiek pyszny i wciągający, ma jedną, zasadniczą wadę – brak w nim PvP z prawdziwego zdarzenia. Niby można w dowolnym momencie wzorem jedynki wyzwać partnera na pojedynek, lecz brakuje aren zaprojektowanych właśnie w tym celu. Zdaniem Gearbox’u mało kto z nich korzystał, czyli to taki tutejszy kokpit z GRID-a… Zamiast niego mamy wspomniany Badass Rank, pozwalający na porównanie graczy ze sobą, lecz nie da się ukryć, że to niemiarodajne rozwiązanie. Niezbyt pozytywnie nastraja również Season Pass, czyli przepustka do wszystkich DLC, jakie zostaną wypuszczone, kosztująca 30 €. Do wad zaliczyłbym również niektóre potyczki z bossami – są albo krótkie, albo da się je załatwić w dość perfidny sposób. Na szczęście większość nowych przeciwników, w tym roboty, dają radę i zmuszają do kombinowania.
Tej rady nie dała nasza kochana Cenega. Ani chybi – nad Borderlands krąży jakieś fatum, które przy jedynce kazało nam czekać na łatkę spolszczającą, a potem patche do rodzimej wersji, zaś sequel w ogóle pokazuje środkowy palec. Szkoda, ponieważ tekstu i karkołomnych zwrotów jest tu sporo, a miło jest rozumieć wszystkie żarty.
Borderlands 2 to wymarzony sequel dla najwierniejszych fanów poprzednika, wnoszący szereg usprawnień na wielu płaszczyznach i cieszący niezłym wątkiem głównym. Jednocześnie nie ma co polecać go ludziom, którzy odbili się od pierwowzoru, bo to w zasadzie to samo, tylko w jeszcze większym stężeniu, rozkosznie zabójczym dla wszystkiego, co zechce nam zrobić kuku na Pandorze. W przypadku dzieła Gearbox’u rewelacyjnie widać, że gry to software – w tym przypadku dostajemy wersję 2.0, choć nie pogardziłbym uptade'm do 2.1.
Świetna |
Grafika: Cel-shading dodaje klimatu i sprawia, że leciwy już silnik sprytnie ukrywa siwe włosy. |
Dobry |
Dźwięk: Dobrze dobrana muzyka i udźwiękowienie, choć nie zrywają beretów. |
Genialna |
Grywalność: Syndrom "jeszcze jednego zadania". Mocno wciąga, choć przy naprawdę długich sesjach może nużyć. W co-opie smakuje jeszcze bardziej. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Połączenie FPS-a z rolplejem akcji wydaje się po prostu oczywiste i naturalne, choć nie ma tu w zasadzie żadnych większych zmian względem pierwowzoru. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Sterylny świat, który nabiera wyrazu dopiero za sprawą technologii PhysX. Szkoda, że doświadczą tego wyłącznie posiadacze GeForce'ów. |
Słowo na koniec: Gearbox wygonił mole gryzące część pierwszą i Pandora nareszcie odetchnęła pełną piersią. To po prostu sequel totalny. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler