Od razu słowo wyjaśnienia: jeżeli myśleliście, że podczas rozgrywki możemy dowolnie „przeskakiwać” pomiędzy trybem TPP, a strategicznym (by np. w taki sposób prowadzić większe bitwy) – od razu możecie o tym zapomnieć. Zabawa w RTS-a zostaje „odpalona” automatycznie w konkretnych punktach przygody i – paradoksalnie – mimo tego że jest ciekawszą propozycją (nie wiele, bo nie wiele, ale jednak) niż walka „trzecioosobowa”, w stratega pobawimy się ledwie kilkakrotnie. Rzecz jasna nie spodziewajcie się nie wiadomo jak szerokich możliwości taktycznych. Silent Shadows oferuje bardzo uproszczony model strategiczny, ale dostarcza on pewnej minimalnej przyjemności.
Po pierwsze, nasze taktyczne zmagania nie będą toczyć się na szczególnie dużych arenach, a na niewielkich placach. Nie stworzymy też żadnych baz, nie zwerbujemy żadnych żołnierzy, etc. – nic z tych rzeczy. Naszym zadaniem będzie przede wszystkim takie rozlokowanie garstki dostępnych Powstańców, by Ci skutecznie odpierali ataki nazistów. W tym celu rozmieścimy ich za osłonami, a następnie kolejno wskażemy cele, na których powinni skupić ostrzał (sami też potrafią podnieść tyłki i zacząć strzelać). Dodatkowym smaczkiem jest możliwość wspierania żołnierzy ogniem „z zewnątrz” pola bitwy, np. serią z karabinu maszynowego, salwami ze snajperki, tudzież pociskami z artylerii. Warto wspomnieć o możliwości chwilowego spowalniania czasu, dzięki czemu jest łatwiej wydawać precyzyjne polecenia. Taka strategiczna zabawa byłaby zupełnie fajnym rozwiązaniem, niestety jej wykonanie również legło w gruzach. Zarówno nasi podopieczni jak i przeciwnicy grzeszą absolutnym brakiem sztucznej inteligencji, w efekcie czego bitwy często okazują się chaotyczne i trochę bezsensowne. Dostarczają niby pewnej frajdy, ale nadal nie jest to nic, co szczególnie mocno zapadnie nam w pamięć.
Zerknijmy jeszcze na oprawę dźwiękową Silent Shadows. Ta przedstawia poziom silnie przeciętny i nierówny. Z jednej strony, zetkniemy się z całkiem przyzwoitymi kompozycjami muzycznymi, a z drugiej, ze sztucznymi efektami strzałów i wybuchów oraz z niezbyt przekonywującymi nagraniami lektorów. Szału więc nie ma, ale tragedii też nie.
Szczerze pisząc, nie mogę dobrać odpowiednich słów na zakończenie tej recenzji. Uprising 44 jest grą – dosłownie – skrajnie nieudaną i psującą renomę polskiego rynku growego. Praktycznie każdy możliwy element produkcji jest całkowicie niedopracowany, a przygoda z Silent Shadows może budzić co najwyżej krzywy uśmiech i lekkie zażenowanie. Doprawdy, wygląda to niesamowicie słabo.
Słaba |
Grafika: Słabe tekstury, koszmarna animacja i zupełnie skaszaniona optymalizacja. |
Przeciętny |
Dźwięk: Poniżej przeciętnej. Wprawdzie czasem usłyszymy całkiem miłą melodyjkę, ale efekt psuje kiepski dubbing i bardzo słabe efekty dźwiękowe. |
Słaba |
Grywalność: Nuda, sztampa, zabugowanie i słabiutka SI. Grać to w to się nie da. |
Słabe |
Pomysł i założenia: Niby był jakiś pomysł połączenia gry akcji z elementami strategii, ale wykonanie jest godne pożałowania. |
Słaba |
Interakcja i fizyka: Praktycznie NIC nie możemy zniszczyć czy przesunąć, słabo działa też system osłon. |
Słowo na koniec: To naprawdę słaba gra, stojąca poniżej wszelkich (nawet niskich) oczekiwań. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler