Drugim zasadniczym wyróżnikiem I Am Alive jest konieczność toczenia walk z często napotykanymi bandytami. Ten aspekt również został stworzony w sposób imitujący ludzkie zachowania, toteż jest troszkę inny niż w pozostałych grach tego typu. Zacznijmy od tego, że naszym podstawowym narzędziem mordu będzie maczeta. Niestety jeśli marzycie o dynamicznej walce z kombosami w roli głównej, natychmiast marzenia swe porzućcie, albowiem naszą „zabawkę” wykorzystamy w dość ograniczonej liczbie sytuacji. Na przykład gdy wrogi jegomość zbliży się do nas na niebezpieczną odległość (nie wszyscy od razu chcą pozbawić nas życia). Wtedy z zaskoczenia możemy zaatakować żelastwem i natychmiast ukrócić niecny żywot agresora. Poza tym, bandziorom możemy zadawać proste uderzenia, które przy odrobinie zręczności również poślą w zaświaty wszelkich adwersarzy. Na tym jednak opcje się kończą – walka wręcz została potraktowana bardzo minimalistycznie i nie należy do zbyt rozbudowanych.
Oprócz maczety, do naszej dyspozycji oddano także pistolet i łuk. Liczba opcji, jak widać, nieszczególnie powalająca, ale w przypadku I Am Alive nie można uznać tego za minus. Konwencja gry całkowicie usprawiedliwia takie rozwiązanie i szczerze mówiąc, czułbym się dziwnie biegając z jakimś kałachem w ręce. Generalnie trzeba Wam wiedzieć, że zgodnie z „survivalowym” charakterem tytułu, wcale nie będziemy prowadzić jakiś zawziętych i licznych bojów, ani też zbyt długich wymian ognia. Nic z tych rzeczy. Jednorazowo poniesiemy góra kilka pocisków do pistoletu i garstkę strzał do łuku, toteż naszą amunicję musimy wykorzystywać bardzo rozważnie (strzały do łuku możemy wyciągać ze zwłok ustrzelonych przeciwników). Warto tutaj powiedzieć, że w momencie, w którym zaczniemy mierzyć z broni, widok z trzecioosobowego zmieni się w pierwszoosobowy, dzięki czemu namierzanie oponentów zostanie mocno ułatwione. Co istotne, de facto nie będziemy zmuszeni do własnoręcznego, dokładnego celowania w stronę przeciwników (choć mamy taką możliwość), bowiem program sam zwróci broń w kierunku potencjalnej ofiary. Nie ma więc praktycznie najmniejszej szansy na spudłowanie i mimo tego że bez wątpienia jest to znaczne uproszczenie w rozgrywce, uważam je za całkowicie trafne.
Ale to tylko jedna strona eksploatacji broni strzeleckiej, bowiem oprócz tego, że możemy z pistoletu strzelać, możemy też za jego pomocą grozić napotkanym bandytom. Wystarczy tylko wycelować spluwę w nieuzbrojonego przeciwnika, a ten natychmiast przestanie nas atakować i – w geście poddania – uniesie ręce ku górze. I tutaj znowu mamy kilka możliwości wykorzystania takiej sytuacji: przeciwnika możemy „ustawić” nad krawędź przepaści i zepchnąć go w jej czeluście; ewentualnie – nakazać mu by zbliżył się do ogniska, po to, by wepchnąć go w płomienie. Poza tym, jeżeli ustrzelimy największego twardziela spośród atakującej grupy, cała reszta padnie na kolana i poprosi o litość. Wszystko to jest niezłym pomysłem, który jeszcze bardziej wzmaga w odbiorcy poczucie realizmu rozgrywki.
Tylko czy opatrzenie tytułu takimi dwoma głównymi „motorami”, tj. relatywnie bogatej wspinaczki i dość prostego systemu walki, jest w stanie przytrzymać gracza na dłuższe posiedzenia? Cóż, na dłuższe – z całą pewnością nie. Owszem, bawiąc się w Larę Croft i prowadząc sprytne boje możemy odczuć jakąś frajdę, ale bez wątpienia nie będziecie nadzwyczaj zachwyceni ofertą I Am Alive. Dosyć oryginalne podejście do akcji na pewno zaplusuje w Waszych oczach, ale dzieło Ubisoftu nie jest czymś, co wzmoże w Was produkcję endorfiny. Wszystko to wynika ze schematycznego podejścia do zabawy i jej szybkiego „wystrzelania” się z ciekawych propozycji. „Coś” w tej przygodzie na pewno jest, ale bez wątpienia można było wyciągnąć z niej więcej. Ponadto I Am Alive jest produkcją niezwykle krótką. Wprawni gracze spokojnie mogą ją ukończyć w jakieś 4,5 godziny, a mniej doświadczeni w 5,5. To stanowczo zbyt mało jak na grę, która produkowana była od naprawdę długiego czasu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler