Dziwi mnie niezmiennie fakt, iż mimo położenia nacisku na rozmówki pomiędzy kolegami zapomniano nagrać Danowi odpowiednie kwestie. Taką sytuację rozumiem w RPG-u, gdzie jest ich mnóstwo, a możliwych głosów przynajmniej kilka dla każdej rasy, lecz Binary Domain czymś takim nie jest, w dodatku niektóre teksty nagminnie się powtarzają. Dlaczego podczas normalnych cut-scenek bohater potrafi wydobyć z siebie głos, lecz zapytany zachowuje się jak Gordon Freeman? Tego nie da się wytłumaczyć. Duży minus, podobnie jak dla kawałka niemiłosiernie atakującego uszy podczas wyświetlania planszy startowej. Zdumiewa mnie też metaliczny pogłos towarzyszący komunikacji przez radio. Cała reszta soundtracku jest już ok, podobnie jak voice acting. Denerwuje za to SI towarzyszy, którym zdarza np. wzywać pomocy przy drzwiach, podczas gdy sami zablokowali się na jakimś przeciwniku, zamiast po prostu go wyminąć… Ich obecność to w gruncie rzeczy jednak plus, gdyż pełnią rolę mobilnych rezerwuarów apteczek. Swoją drogą czasem sami wymagają hospitalizacji… Na ich tle lepiej prezentują się roboty – są agresywne, nacierają i choć granatami częstują tylko od święta, potrafią być groźni z bliska. Z drugiej strony, to akurat zasługa niezłej tolerancji ich metalowych tyłków na ołów…
Binary Domain oferuje również multi, do którego można dokupić DLC z mapami i nowymi postaciami, kosztujące niecałe 1,6 €. Są to śmieszne pieniądze w porównaniu z dodatkami do Call of Duty, ale nie da się ukryć, że Binary Domain nie jest ani tak dopracowane, ani tak popularne i grywalne, co FPS-owy gigant. W zasadzie nawet te grosze to obecnie pieniądze wyrzucane w błoto, gdyż rywalizacja nikogo już nie interesuje, pomimo obecności aż 7 najpopularniejszych trybów, kilku mapek i klas postaci wraz z ich niewielkim ulepszaniem. Szczerze mówiąc po tej grze bardziej spodziewałem się obecności co-opa (jego brak w kampanii nieco dziwi) w trybie hordy, niż klasycznego multika i jak się okazało, nie był to chybiony strzał. W nim, ku swojej niezmiernej radości, znalazłem aż jedną zbłąkaną duszyczkę chętną do zabawy, której jakimś cudem nie odstraszył fakt istnienia tylko 3 mapek i ogromnych braków amunicji – jej zapasy kończą się ok. 4-5 fali. Co robić potem? Rzucać klątwy…? Piorunować wzrokiem…? Sprzedawać wrogom suchary…? O tym gra nie raczy poinformować… Krótko: ludzkość zna sensowniejsze formy trwonienia szmalu od kupna BD pod kątem szaleństw po sieci.
Doczekaliśmy intrygujących czasów – oto pojawiają się shootery, w których od samej wymiany ognia ciekawsza jest warstwa fabularna. Owszem, duszenie spustu nadal daje radość, lecz gdyby nie pomysł, Binary Domain utonęłoby w powodzi innych produkcji tego typu, często oferujących lepiej dopracowaną akcję. Pozostaje mi tylko doradzić Wam poczekanie do obniżek, a potem ostre wzięcie się do roboty. Czy tam za roboty, jak kto chce.
Dobra |
Grafika: Nie ma się co oszukiwać – widzieliśmy sporo ładniejszych gier. |
Dobry |
Dźwięk: Voice-acting w porządku, muzyka również. Reszta nie wybija się ponad przyzwoity poziom. |
Świetna |
Grywalność: Gearso-podobnych shooterów nigdy za dużo, zwłaszcza jeśli towarzyszy im ciekawa fabuła. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Spory plus za tematykę, która lada chwila stanie się aktualna; i końcówkę. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Destrukcja otoczenia praktycznie nie istnieje. Rozpadają się tylko roboty i to w dość efektowny sposób. |
Słowo na koniec: Ciekawa historia zdecydowanie ratuje Binary Domain od przeciętności i to właśnie dla niej warto zapoznać się z tym tytułem. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler