Słów kilka o Hitmanie - dlaczego będzie to najlepsza odsłona serii?
Hitman: Rozgrzeszenie nie był tym, czego oczekiwali fani marki studia IO-Interactive. Piąte przygody łysego zabijaki można określić jako „dobra gra, marny Hitman”, co znajdowało swoje odzwierciedlenie w prośbach i błagalnych sugestiach, kierowanych w stronę deweloperów. Po pierwszych zapowiedziach szóstej odsłony serii mogliśmy przypuszczać, że wszystko zmierza w kierunku powrotu marki do korzeni – klasycznych zleceń, mniejszego wpływu fabularnych aspektów, klasycznej mechaniki. Późniejsze perturbacje związane z modelem dystrybucji „szóstki” nieco popsuły ten wizerunek, ale zaraz powiem Wam, dlaczego nie warto się tym przejmować!
W momencie zapowiedzi najnowszego Hitmana wszyscy byli podekscytowani perspektywami, którymi wprost kusiło fanów IO-Interactive. Ogromne, przestrzenne lokacje, mnóstwo dróg do celu, późniejsze modyfikacje warunków kontraktu i dzielenie się nimi ze społecznością czy też własnoręcznie kompletowany ekwipunek. Po prostu mokre sny wszystkich domorosłych killerów. A mimo wszystko dziś kolejne przygody łysola z kodem kreskowym na potylicy prędzej budzą politowanie i obawę o jakąkolwiek przyszłość, aniżeli radość i chęć zabawy.
Wszystko przez typowo marketingowe faux pas związane z niemożnością podjęcia decyzji w sprawie konkretnego modelu dystrybucji gry. Od czerwcowych targów E3 w 2015 roku, na których zapowiedziano szóstego Hitmana, z obozu firmy Square-Enix docierało do nas dużo sprzecznych informacji, dezinformujących społeczność skupioną wokół tego projektu. Nic dziwnego, że podniesiono larum.
Już od samego początku IO-Interactive wraz ze Square-Enix forsowali koncepcję, która mówiła o „dobudowywaniu produktu” już po premierze. Za pełne 60 dolarów mieliśmy otrzymać jakąś część właściwej rozgrywki (oczywiście dopracowanej i w pełni funkcjonalnej), zaś na przestrzeni kolejnych miesięcy dostawać zadania, poboczne aktywności oraz kolejne mapy.
Co mamy dzisiaj? Epizodyczność w stylu The Walking Dead. Każda kolejna lokacja jest osobnym odcinkiem, za który zapłacimy 10 dolarów – jest ich 6, co daje równe 60 baksów. Naturalnie znajduje się w tym haczyk, który pozwoli nieco lepiej zarobić producentom na mniej zdecydowanych graczach. „Intro Pack” – Prolog wraz z Paryżem to 15$, zaś cała reszta w pakiecie wyniesie równe 50. Matematyka nie oszukuje i powoduje, że jeśli nie kupimy „Full Experience” (a więc całości) w standardowych 60 dolarach, to zapłacimy 5 „zielonych” więcej. Oczywiście w cenie „dychy” za następujące po sobie mapy jest cała zawartość, która była planowana od początku (o niej akapit niżej), zatem idea zaprezentowana w finalnym projekcie widzianym dzisiaj nie jest odbiegająca od pierwotnych założeń.
Oprócz warstwy fabularnej Hitman odznaczać się będzie mechanizmami stricte online, pozwalającymi na wprowadzenie dynamiki oraz „ożywienie” akcji. Chodzi tu o Elusive Targets, Escalation Mode oraz Conctracts Mode. Każdy z nich w inny sposób podchodził będzie do fachu zabójcy na zlecenie, oferując różne doznania, lecz trzymając się jednej ścieżki – zabijania.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler