Fantastyczne Kontrowersje - rozprawiamy o filmie Fantastyczna Czwórka
Szczerze pisząc w ogóle nie planowałem oglądania nowej Fantastycznej Czwórki, a przynajmniej nie w tym momencie. Może i Josh Trank zaimponował mi naprawdę niezłą Kroniką, ale mimo wszystko nie miałem ochoty wybierać się do kina na Fantastic Four. O dziwo, zdanie zmieniłem po fali okrutnej i niepohamowanej krytyki wobec filmu Tranka. Prawdę powiedziawszy nie pamiętam ani jednego obrazu, wokół którego nagromadziłoby się tyle złej atmosfery i tyle negatywnych emocji (szczególnie na linii reżyser-wytwórnia). I choć cała ta beznadziejna aura to czysta anty-promocja dzieła, ja jednak ostatecznie na własne oczy chciałem zobaczyć o co tyle szumu. I… prawdę mówiąc, nadal nie do końca to wiem. Film obejrzałem bez żenady, bez zgryzów, a nawet i nie najgorzej się przy nim bawiłem. Widać, że coś w tym wszystkim nie wypaliło, ale ostateczny efekt – choć pewnie już wszyscy dziwią się mojej opinii – uważam za w pełni dopuszczalny.
Zacznę od tego, co faktycznie wyszło źle i co rzeczywiście mogło wpłynąć na tak niekorzystny odbiór Fantastycznej Czwórki. Przede wszystkim niemal namacalnie można wyczuć, że zrezygnowano ze sporej części pierwotnego materiału. Aż nadto rzuca się w oczy, że cała wizja reżysera została okrojona, a obraz przycięto do zbyt małych rozmiarów (raczej nie jest to wina Tranka, podobno odsunięto go od montażu). Da się to zauważyć nawet podczas porównywania ostatecznej wersji filmidła ze zwiastunami promocyjnymi: w trailerach znalazłem przynajmniej kilka ujęć, których nie doczekałem się w edycji finalnej. A wielka szkoda, bo zapowiedzi zawierały sceny akcji, których koniec końców zabrakło w filmie (np. Thing spadający na samochody wojskowe). Widać to przede wszystkim w ostatnich dwóch trzecich produkcji, gdzie fabuła zalicza zupełnie niepotrzebny przeskok w czasie, zbyt szybko rozwija swój główny wątek i jeszcze szybciej go kończy. Odniosłem wrażenie, że utwór został przesadnie spłycony i pozbawiony kilku ważnych elementów. Szkoda, tu zdecydowanie można było pozwolić sobie na więcej treści.
Poza tym, coś takiego, jak Fantastyczna Czwórka zasługiwało na zdecydowanie więcej akcji. Zwiastun nie był wprawdzie nią przeładowany, ale – jak pisałem - kilku scen i tak nie wykorzystano w wersji ostatecznej. Koniec końców zostało tego naprawdę niewiele. Oprócz dość szybkiego, niezbyt porywającego finału mamy dosłownie garstkę kilkusekundowych potyczek. Tu tylko dodam, że jeśli to, co mogliśmy wyczytać w Internecie jest prawdą, taki stan rzeczy nie do końca jest winą reżysera (i scenarzysty w jednym). Podobno wytwórnia obcięła mu budżet i zabroniła kręcenia bardziej spektakularnych motywów. Jakie są tego ostateczne przyczyny pewnie się nie dowiemy, jednak Fantastic Four bardzo na tym ucierpiało.
Natomiast przez pierwszą godzinę bez najmniejszego problemu wczułem się w klimat stworzony przez Tranka. Mimo pewnej oczywistej „bajkowości” podobało mi się stopniowe budowanie atmosfery i subtelna prezentacja głównych bohaterów. Tu wtrącę, że spotkałem się z masą krytycznych uwag wobec naiwności scenariusza. No bo przecież gdzie tam w komiksie przedstawiać historię dwóch genialnych chłopców, którzy wynajdują maszynę pozwalającą na przemieszczanie się pomiędzy równoległymi światami? Absurd, nie da się ukryć. Nie brzmi to jednak głupiej niż ultra-bogacz latający w czerwonej zbroi, niż naukowiec zamieniający się w wielką, zieloną małpę, niż długowłosy blondyn przybywający z Walhalli, niż facet z kosmosu latający w niebieskich rajstopach, czy super-żołnierz lejący wrogów okrągłą tarczą z wymalowanym logiem USA. Nowa Fantastyczna Czwórka nie prezentuje się tu jakoś bardziej naiwnie niż wszystkie ostatnie hity Marvela. Po prostu, jak zawsze, trzeba do tego podejść ze zdrowym dystansem, a nie doszukiwać się dziury w całym.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler