Gra w lekturze - Uniwersum Metro 2033: Dzielnica obiecana


Zidan @ 21:52 14.10.2014

Uniwersum Metro 2033 długo czekało na swoją pierwszą, polską powieść. Wprawdzie projekt Głuchowskiego jest u nas całkiem popularny i dobrze kojarzony, ale musiało powstać ponad 50 książek, nim biało-czerwoni doczekali się własnego tekstu.

Uniwersum Metro 2033 długo czekało na swoją pierwszą, polską powieść. Wprawdzie projekt Głuchowskiego jest u nas całkiem popularny i dobrze kojarzony, ale musiało powstać ponad 50 książek, nim biało-czerwoni doczekali się własnego tekstu. Fani na pewno mają prawo do radości, bo i zawsze miło przenieść się do zdewastowanego wojną nuklearną kraju nad Wisłą. Zobaczmy jednak, czy rok 2033 przyniósł w Polsce równie ciekawe wydarzenia, co w pierwowzorze Głuchowskiego.



Od razu zaznaczam, że nigdy wcześniej nie miałem styczności z Pawłem Majką, tj. autorem polskiego Metra. Wobec tekstu nie miałem więc żadnych oczekiwań i kompletnie nie wiedziałem, czego ewentualnie mógłbym się spodziewać. Gdzieś wyczytałem, że twórca jest mieszkańcem Krakowa, nie ma zatem niczego dziwnego, że to właśnie tam ulokował akcję utworu. Można by się, rzecz jasna, przyczepić i marudzić, że to powinna być Warszawa, bo przecież mamy tam nawet tę jedną, jedyną linię metra, której nie ma w Krakowie; albo że to stolica, bla, bla, bla… Oczywiście wybór Majki absolutnie nie podlega żadnej krytyce. Zresztą, warszawskie metro to ostatecznie żadne Pendolino wśród światowych kolei podziemnych. Osobiście lubię Kraków, większość z Was pewnie też ma podobne odczucia, więc – może być ten Kraków.

Malutkim drobiazgiem, do którego ewentualnie mógłbym się czepiać, jest wybór lokalizacji w samym Krakowie. Autor mianowicie przenosi nas do Nowej Huty. Ze względu na jej topografię i architekturę, faktycznie może mieć to sporo sensu. Jej charakter rzeczywiście pasuje do takiej „powojennej” atmosfery i Majka na pewno dobrze przemyślał swój wybór. Ale mimo wszystko, być może trochę z wrodzonej próżności, chciałbym czytać o miejscach, które znam, a Nowa Huta jest mi relatywnie obca, jak i chyba większości osób niebędących mieszkańcami miasta Kraka. Mimo to w żaden sposób nie traktuję tego jako minus. Tym bardziej, że dzielnicę autor opisuje naprawdę przekonująco.

Nie mam w zwyczaju zbyt dużo pisać o fabule, nie chcę bowiem zdradzać jakichkolwiek jej istotnych elementów. Generalnie, apokalipsa podzieliła społeczność Nowej Huty na kilka frakcji. I tak mamy tzw. Federację Schronów Starej Nowej Huty (chyba dobrze zapamiętałem) – w praktyce systemu schronów, tworzącego coś na wzór małego państwa demokratycznego. Inni ocaleli stworzyli sobie frakcję Komunistów, jeszcze inni przerodzili się w zwyrodniałych kanibali, a kolejni skupili się wokół Kobinatu – dzielnicy trochę mistycznej, otoczonej nieco rajską aurą. Naszych głównych bohaterów poznamy w Federacji, gdzie trudnić się będą niczym innym, jak szlachetnym zawodem… aktorów scenicznych. Z pewnych przyczyn ich życie zawiśnie na włosku, a książka w swojej znacznej części będzie traktowała właśnie o ich walce o przetrwanie. Oczywiście nie będzie to proste: społeczeństwo ocalałych już samo w sobie okaże się bezwzględne, a świat „na zewnątrz” zamieszkują teraz okrutne, zmutowane bestie. To jednak nie koniec: poza takimi realistycznymi (powiedzmy) elementami, Majka – wyraźnie czerpiąc od Głuchowskiego – zawarł w powieści motywy odnoszące się do zdolności telepatycznych. Motywy te mają w zasadzie istotne znaczenie dla fabuły i to one zdeterminują jej ostateczny kształt. W teorii, brzmi to wszystko fajnie. Jak w praktyce?

Generalnie, akcja trzyma się "kupy" i ma swoje dobre momenty. Autor szczegółowo i inteligentnie przedstawia tutejszy świat, barwnie go charakteryzuje, logicznie też pisze o socjologicznych przyczynach powstawania kolejnych frakcji. Całkiem sensownie prowadzi przy tym perypetie naszych bohaterów, unikając jakiegokolwiek chaosu i niejasności. Wprawdzie nie mamy tu wielkich zwrotów akcji, ale mimo wszystko kolejne kartki potrafią pozytywnie zaskakiwać. W tym wszystkim nie do końca spodobała mi się ostatnia faza książki. Jak dla mnie, momentami jest nazbyt „przesadzona”, a i samo zakończenie zdaje mi się przynajmniej naciągane i niezbyt wiarygodne. Co za to niezwykle ważne, Majka dostarcza czytelnikowi szeregu niebanalnych bohaterów. Zarówno główni „herosi”, jak i postaci poboczne, to zupełnie fajne charaktery. Wszystko w tej materii należycie „zagrało”.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?