PONIŻEJ ZNAJDUJĄ SIĘ SPOILERY
Ostatnio oglądałem Lone Survivor (Ocalony) , z Markiem Wahlbergiem w roli głównej. Film - oparty na faktach - opowiada historię czteroosobowego odziału amerykańskich komandosów Navy SEALs, wysłanego na terytorium wroga, by zabić lub pojmać jednego z ważniejszych przywódców lokalnej, afganistańskiej grupy terrorystycznej. Nasi żołdacy, już po zajęciu pozycji i oczekiwaniu na dogodny moment, zostli niespodziewanie zaskoczeni przez grupę pasterzy. W tym właśnie momencie zarysowuje się główny motyw filmu, którym jest sumienie oraz pytanie, jak daleko można posunąć się względem ludności cywilnej, wykonując rozkazy z góry. Pomiędzy bohaterami wybuchła kłótnia - puścić Talibów wolno (a tym samym ryzykując, że ci o wszystkim powiadomią terrorystów), czy zabić ich, skazując się tym samym na sąd wojenny i ostrzał ze strony liberalnej, amerykańskiej prasy.
Ostatecznie skorzystano z pierwszej opcji. Co było dalej, łatwo się domyśleć. Zaledwie w czwórkę, z ograniczonymi zapasami amunicji, komandosi przez kilka godzin stawiali czoła blisko 200 napastnikom. Trzech SEALs-ów poległo, ale jeden miał na tyle dużo szczęścia, że zdołał uciec i uzyskać schronienie w pobliskiej, przeciwnej Talibom wiosce. Po trzech dniach - ciężko ranny i odwodniony - żołnierz został ewakuowany przez amerykańskie wojsko.
Tak jak wspomniałem na początku - absolutnie wszystkie wydarzenia z owej produkcji to fakty, a sama opowieść powstała n kanwie książki owego szczęśliwca, któremu udało się przeżyć piekło.
Moje odczucia względem filmu? Jak najbardziej pozytywne. Świetne zdjęcia, efektowne wymiany ognia i pewna nutka "mądrości", jaką niesie owe widowisko, sprawia, że stawiam go na jednym miejscu z klasykami kina wojennego. Ocalony to świetna opowieść; może nie na miarę Szeregowca Ryana, ale z pewnością dorównująca Helikopterowi w Ogniu.
8/10. Polecam gorąco.