Niedawno odświeżyłem jedynkę, więc musiałem i dwójkę - a ta w mojej opinii jest jeszcze lepsza, głównie za sprawą przemodelowanego sterowania i ragdolli, które mimo pewnej przesady dają mnóstwo satysfakcji. Tym niemniej olbrzymią rolę odgrywa tutaj historia Maxa i znanej z pierwowzoru femme fatale. Ogólnie grało mi się dużo przyjemniej, bo też znacznie łatwiej - teraz Max nie rzuca się od razu na ziemię, więc bullet time pozwala efektownie i efektywnie kosić przeciwników jak łany zboża. Oczywiście gra nie pozwoliła się bez problemów uruchomić, lecz i ja też nie poddałem się bez walki - tym razem wystarczyło jedynie ustawienie zgodności z Windowsem 98/Me, bez dodatkowych łatek naprawiających dźwięk. No i bez dubbingu, z oryginalnym, głębokim głosem Maxa. I tylko wyrazu wiecznego zatwardzenia na twarzy Sama Lake'a mi szkoda, choć i on zalicza małe cameo w telewizyjnym programie. Swoją drogą te audycje w grach Remedy są jedyne w swoim rodzaju - klimatyczne, groteskowe, ale niesamowicie pasują do reszty gry, bez względu na to, czy traktuje ona o chylącym się ku upadkowi glinie, czy wypalonym pisarzu.