Mass Effect 2 (PC)

I po raz chyba 4-ty Mass Effect 2 ukończone, a do tego znowu inną linią (tym razem udało się z romansem z Kelly Chambers, choć musiałem cofnąć save przed misją samobójczą, bo na moich oczach spoiler

Kelly umierała w mękach na stacji żniwiarzy i mało mi serce nie pękło

I mam dylemat, co teraz? Czy iść za ciosem i ME3, czy również chronologicznie polecieć na Andromedę (może tym razem uda się ukończyć?).

Idź za ciosem! Jestem za chronologią wg. daty wydania.

Ale chyba jednak Andromedę wybiorę, bo w końcu nigdy jej nie skończę.
A tak w temacie, ograłem przy okazji wszystkie DLC ponownie i z perspektywy czasu stwierdzam, że jednak DLC z ME1 a szczególnie ME3 były o niebo lepsze. Choć te z dwójki też niczego sobie.

Cytadela z ME3 była super.

Moim zdaniem dlc z Mass Effect 2. Też są fajne. Gdy grasz w Mass Effect3. Może spotkać kogoś kogo się nie spodziewałeś. Wiesz o co mi chodzi Shuwar.

Ja nie powiedziałem, że DLC z ME2 są kiepskie, są niezłe, ale nie tak świetne jak wspomniana Cytadela, czy Lewiatan.

Tak jak w trójce czuć, że DLC są nową zawartością, tak w dwójce było widać, że to po prostu wycięta zawartość z podstawki.

Trudno się z tym niezgodzić. DLC: Kasumi czy Zaeed'a, to wycięta część z gry, która nie została w pełni "wypełniona" (jedynie te postacie nie mają pełnych opcji dialogowych). A Handlarz Cieni? Ile się traci nie ogrywając tego DLC. Przy pierwszym podejściu nie zaliczyłem tego DLC i nie bardzo rozumiałem czym się zajmuje Liara w ME3.

A tak samo jest w Dragon Age - jedno z DLC do dwójki łączy się z trójką. Nie wspominając o prawdziwym zakończeniu fabularnym Inkwizycji, które pojawia się dopiero w Intruzie, co jest bardzo słabym zabiegiem. Więc gry BioWare bez DLC są po prostu niekompletne w różnych aspektach, w tym, co gorsza, również fabularnie.

DLC DA2 łączy się z DA-I? Które?