Pamiętam, że siadając do pierwszej części Mass Effect nie byłem pewny czego się spodziewać. Filmiki przedstawiające system rozmów, misje i scenki przerywnikowe robiły ogromne wrażenie. Perspektywa nowego kosmicznego uniwersum intrygowała do granic możliwości. Obawy rodził natomiast system walki, polegający przede wszystkim na wzajemnej wymianie ołowiu. Deweloper co prawda przygotował klasy postaci, które korzystały głównie z biotyki (coś jakby moc w Gwiezdnych Wojnach), aczkolwiek nawet one na grzebiecie wlokły broń palną.
Wszelkie wątpliwości bardzo szybko odeszły jednak w niepamięć. Wystarczyło bowiem kilka godzin bym zdał sobie sprawę, że mam do czynienia z prawdziwym klasykiem. Ogrom pracy jaki został włożony w wykreowanie nowego, fantastycznego uniwersum, po prostu przytłaczał. Fabuła była rozbudowana i wciągająca, a potyczki, mimo że nieco drętwe, dostarczały mnóstwa satysfakcji. Szczególnie ze względu na to, że główny bohater był wiarygodny, a każdy z jego towarzyszów wypełniał świat swym charakterem.
Już na początku BioWare zapowiedziało, że jeśli pierwsza część Mass Effect sprzeda się dobrze, w planach są dwie kolejne, czyli trylogia. Radości z tej wiadomości nie skrywał żaden fan porządnych gier fabularnych. Perspektywa dalszych przygód Sheparda wywoływała uśmiech na twarzy każdego szanującego się gracza. Miny rzedły natomiast gdy zdawali sobie sprawę z tego, że na sequel przyjdzie im poczekać przynajmniej dwa lata. Faktycznie mniej więcej tyle czasu pochłonęła produkcja Mass Effect 2. Wyczekiwanie do łatwych nie należało, jednakowoż już na wstępie mogę powiedzieć – było warto! Dwójka to spory krok do przodu, nie tylko w kwestii oprawy i technologii napędzającej całą przygodę, ale głównie ze względu na jeszcze ciekawszą fabułę, bardziej dopracowany sposób prezentacji historii oraz różne mniejsze i większe zmiany, pozytywnie wpływające na doznania podczas zabawy. Widać, że BioWare uważnie wsłuchało się w głosy krytyki, czego rezultatem jest przygoda prawie idealna! Dlaczego prawie? No cóż, jak to mówi polskie przysłowie: czytajcie, a się dowiecie!
Głównym bohaterem Mass Effect 2 jest znany wszystkim komandor Shepard. Jako że mieliśmy z nim do czynienia także w „jedynce”, producent zdecydował się przygotować specjalny moduł, umożliwiający przeniesienie stworzonego wcześniej herosa i kontynuowanie przygody w jego skórze. Cały proces jest banalny i raczej nikt nie powinien mieć z nim problemów. Możliwa jest nawet zmiana niektórych parametrów, jeśli uznacie, że „oryginalny” protegowany nie sprawdził się tak dobrze, jak mogliście sobie tego życzyć. W trakcie przenoszenia, gra analizuje też poczynione w podstawce decyzje. Wszelkie ważniejsze punkty zwrotne znajdują odzwierciedlenie w fabule kontynuacji. Jeśli zatem zdecydowaliście się poświęcić życie niejakiego Wrexa, w Mass Effect 2 nie uświadczycie jego obecności. W sytuacji odwrotnej, będziecie mieli szansę na niego natrafić. BioWare pamiętało też o graczach całkowicie nowych, oferując swego rodzaju wprowadzenie do wątku fabularnego „dwójki”. Z tego właśnie powodu wiedza z podstawki nie jest konieczna, aczkolwiek wiele niuansów wyda się Wam wówczas mało przejrzystych, a niektóre rozmowy mogą nawet całkowicie stracić sens. Lepiej zatem zasiąść do Mass Effect 2 z wiedzą nabytą w pierwowzorze.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler