Offline
Evil Within na nowo mnie rozkochało w survival horrorach - takich, gdzie można się bronić przed zagrożeniem, trzeba rozsądnie gospodarować ograniczonymi zasobami, ale w których bohater nie jest bezbronny i mimo pokracznych ruchów z powodzeniem aplikuje śrut w kupry różnych potworów.
A to wszystko skąpane w psychodelii, która miesza Silent Hilla z Resident Evil. Na dobrą sprawę nie ma tu nic odkrywczego, nic, czego nie widziałby już wcześniej miłośnik takich klimatów - błyskawicznie zmieniające się miejscówki, dość mozolne gromadzenie kolejnych zabawek oraz gospodarowanie zasobami i ulepszeniami. Ciekawym motywem jest palenie ciał przeciwników, pozwalające szybko się z nimi uporać po przewróceniu, ale wymaga to zapałek, a tych nie wiedzieć czemu możemy przenosić bardzo mało - początkowo ledwo kilka, co jest absurdem.
Absurdów jest tu więcej, ale też świat przedstawiony nie zachęca do spędzenia w nim rodzinnych wakacji, strasząc atmosferą niemal ciągłego zagrożenia i beznadziei. Mocno residentowa rozgrywka polega w dużej mierze na eksploracji dość liniowych poziomów, poszukiwaniu ukrytych zapasów i pomysłowo zachomikowanych kluczy, otwierających szafki z kolejnymi fantami.
Na szczęście poza save pointami autorzy wprowadzili także automatyczne checkpointy, co zapobiega męczącemu powtarzaniu dłuższych sekwencji - no chyba że po kilku nieudanych podejściach do danego bossa stwierdzimy, że mogliśmy lepiej spożytkować zielony żel na ulepszenia.
Ponoć sequel jest bardzo dobrze zoptymalizowany, ale ciężko mi to samo powiedzieć o jedynce: po 3 rozdziałach przesiadłem się na PS4 Pro i zasadzie nie poczułem różnicy w płynności: ta niekiedy lekko, ale odczuwalnie spada poniżej 30 FPS-ów. Tango Softworks nie przygotowało wsparcia dla mocniejszej konsoli, a tryb turbo nie wydaje się wpływać na cokolwiek. Być może to także „zasługa” wyłączenia przeze mnie kinowych pasów ograniczających ekran - może i są klimatyczne, ale jednocześnie upierdliwe.
Dobiłem do creditsów w kilkanaście godzin i nie uważam tego za czas stracony - dobrze się bawiłem razem z Sebastianem Castellano pogrążając się w szaleństwie, próbując rozwiązać zagadkę masakry w szpitalu psychiatrycznym. Znajomy namawia mnie do kupna DLC, które są stosunkowo niedrogie, ale to musi chwilę poczekać, bo już zacząłem Far Cry’a 3.