Ciężko będzie mi ocenić pierwszą część serii, skoro swoją przygodę zacząłem od "czwórki". Wiadomo, że nie ma co porównywać i trzeba oceniać ją z perspektywy czasu w którym powstała. Na pewno "jedynka" jest najskromniejsza ze wszystkich części, a akcja gry rozgrywa się głównie na jednej wyspie. Tak jest chyba ze wszystkimi seriami, gdzie część pierwsza tworzy podwaliny pod serię, a kolejne części coraz bardziej to udoskonalają i dodają nowe pomysły. Nawet dzisiaj w Uncharted gra się nieźle, choć często są problemy z kamerą, która nie zawsze ustawia się pod dobrym kątem, czasami też bywają problemy we fragmentach platformowo-wspinaczkowych. Przejście gry zajmuje nieco ponad 8 godzin. Byłoby jeszcze krócej, gdyby nie czasem zbyt rozbuchane strzelaniny z kilkudziesięcioma superwytrzymałymi przeciwnikami, no, ale to taki znak rozpoznawczy serii. Wygląda to czasami absurdalnie, gdy wchodzimy do tajemnej krypty, a tam już czeka na nas armia najemników. Jak dla mnie było trochę zbyt mało zagadek i etapów wspinaczkowych.
Fabularnie jest klasycznie dla serii: mamy jakiś tajemniczy skarb, głównego złego oszalałego na jego punkcie oraz Nate'a koszącego armię najemników, Sully'ego i Elenę będących jak zwykle o krok przed głównym złym. Mimo tego fabułę chłonie się jak świetny film awanturniczo-przygodowy w stylu Indiany Jonesa, który zresztą był jedną z inspiracji Naughty Dog. Grałem oczywiście w wersję na PS4. Duży plus za to, że Sony dołożyło polski dubbing, który w przypadku tej serii jest świetny i nie czuję potrzeby włączenia angielskich głosów.
Już nie mogę się doczekać, aż rozpocznę sequel, który wg wielu jest najlepszą częścią serii.