Dzisiaj wieczorem próbowałem przepisu tomalaka, ale że jestem leniwy (wulg.) to zamiast zadzierać z piekarnikiem, który mnie nienawidzi, postanowiłem, że użyję mikrofalówki. Wyszło, czyli teoretycznie osiągnąłem sukces, ale jednak co piekarnik to piekarnik...
Jedyny tuning jaki uprawiam przy zupkach chińskich, a właściwie niezbędny dla mnie etap, to transformacja zupki sensu stricto w makaron z zawartością dołączonej tytki. Roboty niewiele więcej, a lepiej smakuje, czy też powinienem powiedzieć, że dla mnie dopiero po takim zabiegu w ogóle smakuje, bo zupki zupkowate tak mnie nie ciągną.
Jeszcze a propos amatorskiego cukiernictwa i domowych czekolad: odnalazłem zaginiony przepis na... kurde, nie wiem nawet jak to nazwać. Jest to coś na kształt bloku czekoladopodobnego, ale smakującego dużo lepiej niż wyroby czekoladopodobne. Przepis jak najbardziej sprawdzony, a jeden plasterek co wytrzymalszym zaspokoi potrzebę sięgania po cukier na miesiąc, a co słabszych zabije.
Potrzebujemy: 1 kostkę masła (może być margaryna, ale będzie gorzej smakować), 1/2 szklanki wody, 1 1/2 szklanki cukru, 1 opakowanie mleka w proszku (NIE granulowane...), 3 łyżki kakao i dwie paczki herbatników.
Przepis nie jest skomplikowany, i to naprawdę można zrobić w krótkim czasie, ale najlepiej na czas wykonywania zaanektować całą kuchnię, a resztę domowników wykopać na spacer.
1. Kostkę masła, pół szklanki wody i półtora szklanki cukru wciepujemy do rondelka i podgrzewamy aż do rozpuszczenia, co nie powinno trwać zbyt długo, inaczej spowodujemy katastrofę pod tytułem maślany gejzer.
2. Do innego naczynia, najlepiej dużego, wsypujemy mleko w proszku, kakao i pokruszone drobno herbatniki. Wszystko mieszamy.
3. Rozpuszczone masło i spółkę wlewamy do mleka w proszku z kakao i mieszamy. Jeżeli proces mieszania już na początku będzie przypominać walkę z szybkoschnącym cementem można dolać troszeczkę gorącej, przegotowanej wody, byle bez przesady. Zabawa w betoniarkę jest nieunikniona.
4. Wymieszaną zawartość wlewamy do wyłożonej folią foremki, i wrzucamy do lodówki. Jak już się schłodzi można kroić na plasterki. Mniam.