Zadań do wykonania jest od groma. W niektórych musimy po prostu dotrzeć do wyznaczonego punktu i rozwalić kilku przeciwników. Inne polegają na eksploracji terenu, w kolejnych należy bronić innego statku. Czasem śmigamy swoim pojazdem, ale często na czas misji dostajemy specjalny krążownik, wyposażony w odpowiednie uzbrojenie. Roboty jest naprawdę sporo, no i fajne jest to, że możemy odpalić konsolę, pograć 20 minut i wyłączyć, a wieczorem znowu wrócić do przygody. Zlecenia zazwyczaj trwają kilka minut, więc nie ma problemu. Jest to o tyle ważne, że mimo zróżnicowania, gra się tak samo. Jakby wypady trwały pół godziny, to nuda wkradłaby się momentalnie, a tak krótkie sesje przekładają się na kolejne godziny.
Strzelanie, na którym opiera się spora część gameplay’u jest „takie se”. Tytuł ma zadatki na swego rodzaju grę strategiczną, ale autorzy za bardzo pomogli graczowi podczas starć. Z jednej strony, sztuczna inteligencja oszukuje, bo może nas atakować gdy nie mamy jej w polu widzenia, z drugiej, nie trzeba dokładnie namierzać celu, bo kod zrobi to za nas. Wygląda to tak: wpadamy w grupkę nieprzyjaciół, strzelamy gdzie popadnie i w kogo popadnie (i tak trafimy), jak energia zaczyna dobijać do najniższego możliwego poziomu, odpalamy dopalacz i uciekamy na dłuższą chwilę. W międzyczasie rozwalamy pojedyncze jednostki, które się za nami puściły, wracamy na pole bitwy i dobijamy resztę osobników i tak wkoło Macieju. Nie ma ani precyzji, ani kombinowania, czysty spontan - raz się uda, a raz nie.
„Kopanie” jest najnudniejszą rzeczą, jaką musiałem kiedykolwiek robić w grach. Podlatujesz do asteroidy czy innego meteorytu, wciskasz A i czekasz dobrych kilka sekund. W późniejszym czasie gry, czas trochę spada, ale robiąc to po raz n-ty, można zasnąć przy konsoli. Najgorsze jest to, że jest to dobry sposób na dodatkowe pieniążki i pasuje bawić się w „górnika” - bardzo niefortunne rozwiązanie.
Oprawa audio-wideo prezentuje zadowalający poziom. Muzyka jest majestatyczna, głosy postaci takie kiczowate, ale przez to fajne w odbiorze (kicz jest ponoć w modzie). Całość oglądamy z góry, plansze cechują się różnoraką kolorystyką i miłymi dla oka tłami, ogólnie rzecz biorąc jest ładnie i przyjemnie, zwłaszcza, że gra działa bez zarzutów, nie przycina, w multi jest równie płynnie. Technologicznie dopracowany produkt, ale bez efektu „wow!”.
Fusion: Genesis ma swoje mocne i słabe strony, ale jest to z pewnością produkt ciekawy i intrygujący. Gra jest ogromna, jak na Xbox Live rzecz jasna, długa z mocną sieciową integracją i kosztuje 800 MSP. Pomimo swoich wad jest to rzecz godna uwagi, może nie teraz, ale w końcu ten wysyp „musiszmieciów” się zakończy i właśnie wtedy pasowałoby wyskoczyć z kasiorki i zaopatrzyć się w ten tytuł.
Dobra |
Grafika: Bardzo dobra z cudownymi widokami w tle. |
Dobry |
Dźwięk: Kosmiczny? |
Dobra |
Grywalność: Fajna na krótkie sesje i zabawę przez Live'a. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Kosmiczna epopeja w ramach gry RPG i strzelanki. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Zintegrowana z siecią, starczy na długo. |
Słowo na koniec: Fusion: Genesis to ciekawa produkcja od byłych deweloperów z Rare. Pasuje zagrać, ale niekoniecznie teraz. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler