Od razu lojalnie uprzedzam, iż nie jest to point’n’click dla hardkorowych miłośników gatunku – uderzająca w czuły dzwon stylistyka, pozbawiona brutalności rodem z niedopuszczonych do sprzedaży u naszych zachodnich sąsiadów strzelanin (choć w pewnym momencie klimat robi się dużo mroczniejszy) zapewniła tej grze niską kategorię wiekową, a przecież wiadomo, że taki milusiński nie poradzi sobie z wyrafinowanymi zagwozdkami. Z drugiej strony, dojrzały odbiorca dostrzeże kilka rzeczy nieodpowiednich dla oczu małolata (np. delirka po znacznym spożyciu!), lecz nie jest to nic skandalicznego. Co innego sekwencja finałowa, pełna melancholii, wzbudzonej w graczu dzięki uprzedniemu, odpowiedniemu wprowadzeniu go w klimat tego przedziwnego świata. Aby jednak do zwieńczenia opowieści dobrnąć, trzeba te zagadki jakoś rozwikłać, a problem w tym, że ich rozwiązania, zwłaszcza w późniejszych etapach gry, nawet nie leżały obok logiki. Pół biedy, gdy rozmówca dokładnie sygnalizuje swoje oczekiwania, lecz jeśli tego nie ma, motamy się po niezbyt rozległych, za to dość mocno rozgałęzionych lokacjach, próbując wszystkiego metodą prób i błędów. To jednak nie stanowi głównej przywary Botaniculi, gdyż takową okazuje się niemal absolutne olanie bohatera „5 w 1”. Kierowany przez nas oddział chlorofilowej ostatniej nadziei porusza się jak jeden mąż, chociaż zawiera różne indywidua (m.in. grzyba i makówkę), zaś każde z nich obdarzono teoretycznie innymi zdolnościami, o których można się przekonać ledwo kilka razy podczas całej, kilkugodzinnej wędrówki. Przyznaję, że liczyłem właśnie na ciągle żonglowanie umiejętnościami bohaterów, a nie zaś tylko na krążenie po miejscówkach i zbieranie przydatnych gratów bez możliwości łączenia ich ze sobą. Po prostu zamiast z przyjemnością łamać sobie głowę, gracz się frustruje.
Również dlatego, że niekiedy na drodze bohaterów staje mini-gra wymagająca zręczności. Sekwencje te powinny dać odetchnąć od normalnego gameplaya, angażując w niezobowiązujące klikanie. Powinny, bo w praktyce element ten na siłę skomplikowano, a na dodatek, kuleje reagowanie na polecania myszki, zwłaszcza w trybie pełnoekranowym. Problemem jest oczywiście napędzający grę Flash, który solidnie mi dopiekł w 1000 Amps. Tutaj jest co prawda o wiele lepiej, ale niesmak pozostaje. Na całe szczęście tego rodzaju urozmaicenia to rzadkość, a zdecydowanie częściej spotyka się inne, dużo ciekawsze, a przede wszystkim działające jak należy. Poza tym kilkuosobowy zespół Amanita Design spisał się o wiele lepiej, aniżeli Brandon Brizzi – Botanicula działa dobrze, szybko i stabilnie, pozwalając na save w dowolnym momencie (choć minus za to, że nieopisany w żaden sposób poza grafiką) i to za pomocą normalnych plików, a nie zaś niewydarzonych ciasteczek, które z lubością pożera cookie-monsterowy software. Twórcy z kraju Krecika nie zapomnieli także o swoich sąsiadach, więc Botanicula otrzymała polskie tłumaczenie. Tekstu co prawda jest tu tyle, co kot napłakał, lecz skoro mamy to zielone coś instalować na dyskach milusińskich, te kilka rodzimych wyrazów okaże się pomocne w rozpoczęciu zabawy.
Botanicula to produkcja ze wszech miar nietypowa, aspirująca do miana bardziej doznania, niż gry, ostatnio stosunkowo popularnego zjawiska. Autorzy Samorostów i Machinarium (do których fani znajdą odwołania) włożyli ogrom pracy w wykreowanie tego specyficznego, wręcz surrealistycznego, roślinnego świata, tworząc coś na kształt zielonego jarmarku, festiwalu ruchomych elementów i towarzyszących im dźwięków. Łatwo poddać się urokowi tej stylistyki, łatwo przeżywać z bohaterami finał opowiadanej tu historii, ale po drodze ten niesamowity koncert nabawił się kilku wspomnianych przeze mnie, irytujących dysonansów i fałszów w dość znacznym stopniu wytrącających gracza z rytmu.
Koniec końców Botanicula przypomina nieco piękną, złotą polską jesień – podziwiamy leniwie zrzucane przez drzewa korony, dojrzewające późno owoce i kąpiące się w czerwieni linii horyzontu słońce, by nagle… dostać z liścia. Może to i nie boli, ale na pewno rzutuje na stosunek do tej pory roku.
Genialna |
Grafika: Kolorowa, urokliwa, z pięknymi tłami. |
Genialny |
Dźwięk: Świetny – to właśnie dzięki niemu świat gry żyje. |
Dobra |
Grywalność: Urokliwość świata popycha gracza do przodu, lecz błędy i niedopatrzenia budzą frustrację. |
Genialne |
Pomysł i założenia: W dobie ratowania świata po raz sekstylionowy i parcia na ekologię „zielona gra” to strzał w dziesiątkę. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Mnóstwo pociesznych, interaktywnych elementów, za to niewielka interakcja z przedmiotami zagadek. |
Słowo na koniec: Botanicula czaruje nawet wtedy, gdy z ekranu znika zieleń. Wrażenie psują niedopatrzenia i niewykorzystany potencjał. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler