Znaczek Konami wyświetlający się na kineskopowym TV w dzieciństwie zwiastował dla mnie jedno - właśnie uruchamiana na Famiklonie gra na pewno będzie co najmniej dobra. Co ciekawe, Konami wtedy chytrze starało się omijać limity wydawnicze nałożone przez Nintendo i wypuszczało gry pod banderą niby innych firm.
Pierwszy Metal Gear położył podwaliny pod skradanki i okazał się sukcesem, chociaż gdy pierwszy raz pozbawiony umiejętności programistycznych Kojima podzielił się swoją wizją gry, został wyśmiany. Na szczęście nie poddał się i dzięki temu dostałem jedną z moich ukochanych serii. Oryginalne Metal Geary też zaliczyłem i przyznam szczerze, że grało mi się w nie znakomicie - dla kogoś, kto zna MG2, pierwszy Metal Gear Solid staje się niczym więcej, jak tylko jego wersją w 3D. ;)
Jako że klasyczne tytuły nadrabiam dopiero od jakiegoś czasu, zaliczyłem także pierwsze Silent Hill, a dwójka już czeka w kolejce na półce. Znakomity, psychologiczny horror. Polecam każdemu, kto chciałby zakosztować czegoś innego, jak krew sikająca po ekranie.
Szkoda, że tak wyszło z Kojimą, bo Silent Hills zapowiadało się ciekawie, a Hideo i tak nie przestał współpracować z Del Toro. Niby są przesłanki, że coś w stylu Metal Gear Survive mogło się ukazać jeszcze przy jego obecności w firmie, ale pewnie nie w tak odtwórczej, taniej formie. Teraz tej marce należy się już tylko błogi spokój.