Serious Sam: Pierwsze Starcie (PC)

ObserwujMam (105)Gram (20)Ukończone (52)Kupię (6)

Serious Sam: Pierwsze Starcie [recenzja] by guy_fawkes

Offline
guy_fawkes //grupa Stara Gwardia » [ Hamster\'s Creed (exp. 8909 / 10800) lvl 13 ]0 kudos



Obrazek



Opowiadanie dowcipów nigdy nie kręciło Sama Stone’a. Anegdotkami, pociesznymi historyjkami o babach i lekarzach, blondynkach i Jasiach mogą się raczyć prowadzący teleturnieje prezenterzy tudzież wszyscy, którzy mają na to czas. Bo i kiedy opowiadać żarty, gdy stoi się samotnie naprzeciw całej armii wroga…?



Obrazek


Sam Stone vs stone



„MYŚLISZ, ŻE RATOWANIE ŚWIATA TO ZABAWA? JESTEŚ NIEPOWAŻNY!”
Jestem pełen podziwu dla scenarzystów, którzy wyeksploatowanemu już do granic możliwości konceptowi ratowania świata/wszechświata usiłują nadać jakikolwiek sens, ażeby gracz zamiast przecierać oczy ze zdumienia i zanosić się śmiechem na widok dziwacznych istot na ekranie, rzeczywiście przejął się ich losem. Oj tak, biedni przypominający gigantyczne, lewitujące żelki hanarzy, biedna Rada złożona z półgłówków i biedna cała Galaktyka, w której znalazła się aż jedna rozumna istota, patrząca nieco dalej niż czubek własnego nosa. Bynajmniej nie chcę przez to wykazać, że Mass Effect to słaba gra, lecz podkreślić, iż wcale nie trzeba się silić na pozszywanie fabularnego Frankensteina jakąś nicią prawdopodobieństwa – wystarczy bowiem postawić na absurd i humor. Prawda, że proste?

Jak budowa cepa, chciałoby się rzec i taki właśnie jest Serious Sam. Abstrahując od tego, że po drugiej stronie lufy znalazły się, nomen omen, cepy totalne, dzieło Chorwatów to przykład idealnej konsekwencji i szablonowości. Chciałbym zobaczyć, jak wyglądała burza mózgów (znalazł ktoś easter egga…?) w Croteam, która doprowadziła do stworzenia gry w obecnym kształcie, lecz i bez tego jestem w stanie wydedukować kilka prawideł. Przede wszystkim – skoro i tak świat ratuje pojedynczy, ludzki byt, to niech będzie naprawdę samotny - wywalmy wszystko, co jako tako żyje, a nie stara mu się zrobić krzywdy. Niech czuje, co czeka homo sapiens bez jego poświęcenia! Tym samym uruchamiamy machinę czasu i wysyłamy Ostatnią Nadzieję Ludzkości do wyludnionego starożytnego Egiptu, ponieważ zdławienie zagrożenia tysiące lat wcześniej to jedyna szansa na uratowanie przyszłości, gdzie potomkowie małp już ulegli kosmicznym najeźdźcom.



Obrazek


- Sam, SMS przyszedł.
- Niech wejdzie.



„CHODŹCIE TU, ZŁAMASY!”
Czasu na zwiedzanie i rozszyfrowanie hieroglifów nie starczy, bo w kolejce do eksterminacji czekają całe hordy obcych. Kilkunastu przeciwników, co we współczesnych tytułach jest tożsame z wymagającym etapem, tutaj stanowi moment na złapanie oddechu przed prawdziwą rozwałką, która w ostatnich misjach osiąga swoje apogeum. I jeśli ktoś zacznie narzekać na puste lokacje, to zasługuje raczej na wizytę u ściętego logopedy, niż na zaszczyt ratowania wspólnego tyłka rodzaju ludzkiego. Pomyślcie chwilę – naprawdę chcielibyście potykać się o meble, dzbany, rydwany, stragany etc., gdy raz za razem trzeba unikać nadlatującej wiązki rakiet z jednej strony, a z drugiej kosmitów dosłownie rzucających się do gardła…? Dostosowanie Serious Sama do współczesnych standardów (implementując chociażby system osłon) byłoby równie praktyczne, co przeróbka Fiata 126p na ciężarówkę poprzez zamontowanie kratki za przednimi fotelami. Dzieło Chorwatów to esencja oldskulu, gdzie człowiek nie zapędza się myślami dalej, niż zmiana broni, bo właśnie skończyła się amunicja do aktualnie używanej. Lamerskie, najniższe poziomy trudności pomińmy, bowiem prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero od normala, zaś Poważny ukończą chyba tylko ludzie dla zgrywy łapiący lecące kule. Serious Sam zostawia na placu boju gracza wyposażonego tylko we własne umiejętności i killerski arsenał. Pół biedy, gdy przychodzi walczyć na rozległej pustyni, lecz będąc uwięzionym pomiędzy murami ze stadem 50 bykołaków pragnących staranować bohatera pozostaje tylko zakasać rękawy i liczyć, że palce oraz tandem klawiatura/mysz przetrwają do następnego starcia, które będzie… jeszcze gorsze.

Z grubsza rzecz biorąc Serious Sam przypomina mi stereotypowego sierżanta, katującego bębenki i poczucie wartości bandy mię… za przeproszeniem, żołnierzy. Na pewnej płaszczyźnie często oglądany w ostatnich etapach napis Game Over, jakkolwiek irytuje (ach, jak dobrze, że język polski ma tyle delikatnych synonimów do wiadomego słowa…), by wreszcie doprowadzić do szału, tak jednocześnie motywuje, by znowu spróbować swych sił, tym razem pokazując hordom tych bezmózgich jełopów po drugiej strony lufy, kto tu rządzi i jest najtwardszy z najtwardszych. Duke Nukem? Phi, samozwańczy Książę nie widział w całej swojej karierze tylu gęb z wymalowaną rządzą mordu, co Sam w jednej misji. Zamiast tego złotousty pogromca świniopodobnych obcych wsławił się kilkoma pamiętnymi, tylko nieco mniej skrzydlatymi myślami niż Horacy. Stone też od czasu do czasu rzuci jakimś tekstem, ale z winy Cenegi (i pełnego spolszczenia…) brzmi on gorzej, niż w angielskiej wersji. Cóż, to samo spotkało Duke’a. Łączę się z nimi w bólu…



Obrazek


To się nazywa "mieć ognisty temperament"



„NIE LICZY SIĘ ROZMIAR TYLKO TO, JAK SIĘ TYM POSŁUGUJESZ”
Musiałbym się na rozumy zamienić ze ściętym bombardierem by twierdzić, że Pierwsze starcie (jak i cała seria) jest grą dla masochistów. To miano pozostawmy kaszankom którejś świeżości i produkcjom ze sterowaniem tak topornym, że rozbijałyby się o nie Sześciany Borga. W dziele Chorwatów wszystko gra i buczy: Sam porusza się odpowiednio szybko, zaś mechanika strzelania dopuszcza pewien margines błędu. Co więcej, o hitboksach nikt tutaj nie słyszał, więc nie ma się co silić na headshoty. Zresztą – kiedy na to znaleźć czas, gdy wokół rozpętało się istne piekło…? Prujemy zatem ze wszystkiego, co mamy dokoła i modlimy się, by jakiś szczególnie upierdliwy Szkielet z Kleer (w mojej opinii najbardziej irytujący przeciwnik w grach ever) nie wyskoczył tuż przed lufę wyrzutni rakiet, co grozi ciężkimi obrażeniami, włącznie ze śmiercią operatora. Oczywiście arsenał jest dużo szerszy, a plecak tak przepastny, że zmieści każdą pukawkę, jaką znajdzie Sam. I choć o minigunie można układać wiersze, tak nic nie przebije Działka (za to ono praktycznie każdego wroga), czyli po prostu małej armatki. Jest to oręż ostateczny, dzięki któremu gramy w kręgle (z) przeciwnikami. Przy tej broni nawet BFG wygląda jak hit zeszłego sezonu, który nie robi już na nikim wrażenia. Amunicji co prawda nie powinno brakować, ale gdy już w jakiś przedziwny sposób do takiej sytuacji dojdzie, zawsze uratują Sama rewolwery z nieskończoną amunicją albo w ostateczności nóż. Konia z rzędem temu, kto przejdzie grę tylko przy jego użyciu, a zwłaszcza oprawi nim finałowego bossa… Swoją drogą przebicie się do szeffów stwarza o wiele większy problem, niż oni sami. Szeregowe tałatajstwo to nieustępliwe bydło przeróżnego autoramentu, w większości dość groteskowe - jeżeli zdekapitowany żołnierz-samobójca czy skorpion z minigunem nie są groteskowi, to już nie mam pojęcia, co jest. Pewne informacje o bestiariuszu udostępnia NETRIAWAB, mini-komputer umieszczony w mózgu Sama (kogoś jeszcze dziwi, dlaczego jest taki dobry w tym, co robi…?). Ponadto podpowie, czego szukać, gdy jakieś drzwi nie chcą się otworzyć przed herosem.



Obrazek


Niektórzy żołnierze armii kosmitów dosłownie stracili głowę dla tej wojny



CYFROWE CHIPSY
Serious Sam pojawił się w czasach, kiedy to gry wyrosły już z pieluch oldskulu. Zanim nadszedł 2001 rok, FPS-y zaczęły stawiać na większy realizm, fabułę, a także różnorodność zadań. Nie znaczy to jednak, że dzieło Chorwatów już wtedy było produktem przeterminowanym, o kilka lat spóźnionym – to po prostu powiew nostalgii i przypomnienie tego, jak to ongiś zarywało się noce, nie zawracając sobie głowy niczym ambitniejszym niż masowa eksterminacja przeciwników i otwieranie przejść do kolejnych lokacji czy znajdowanie sekretów (a nawet całych ukrytych leveli!). Stary schemat oprawiono w nowoczesną grafikę (nawet dziś SS wygląda dobrze, i to w świetle obecności remake’ów na nowym silniku), dodano absurdalny humor i świetny, zagrzewający do walki soundtrack, a wszystko opatrzono tak wysoką grywalnością, że Serious Sam daje niesamowitą radość nawet wtedy, gdy trzeba co rusz wczytywać ostatni save, by znaleźć optymalną taktykę na dany fragment. Z drugiej strony on (i wszystkie inne gry tego rodzaju) są jak chipsy – dobre na przegryzkę, ale nikt się raczej tym nie naje do syta. SS najlepiej smakuje w krótkich sesjach, w przerwie pomiędzy bardziej rozbudowanymi grami, kiedy człowiek szuka czegoś do, jak to się kolokwialnie zwykło mawiać, „odmóżdżenia”. Na pewno istnieją ludzie potrafiący załatwić kampanię (mnie zajęła 10h) przy jednym posiedzeniu i to nawet nie ze względu na skill, a upodobanie do takich gier, lecz resztę po 2-3 godzinach dopadnie znużenie.



Obrazek


Serious Sam to zaiste bycza gra!



CZTERECH WSPANIAŁYCH
Ten czas może ulec wydłużeniu w multi. Przy sporej ilości potworów i często rozległych mapach po prostu nie mogło zabraknąć co-opa. Nieskończona liczba respawnów, a nawet amunicji sprawia, że przez kolejne levele grupa choćby kompletnie nieznanych sobie ludzi przechodzi niczym rozgrzany nóż przez kostkę masła. Poza tym gracze mogą rywalizować pomiędzy sobą w Pojedynku na Punkty albo na Rozwałki. Ten pierwszy wariant oparto na ciekawym patencie wartości. W skrócie: im więcej przedmiotów zbierzecie/zabijecie przeciwników/żyjecie, tym jest ona wyższa. Wygrywa ten, kto osiągnie najwyższy wynik. Niewielka wartość świeżo zrespawnowanych graczy w teorii czyni ich mniej atrakcyjnymi do odstrzału, ale przy dużej ich ilości raczej się to nie sprawdza, bo nie ma czasu na zerkanie na tablicę wyników – po prostu jak ktoś wyrasta przed lufą, to się go wysyła na tamten świat. Drugi tryb polega z grubsza na tym samym, tyle że oś rozgrywki stanowią tytułowe rozwałki, czyli… zwyczajne fragi. W mojej opinii jako pozycja dla żądnych krwi znajomych SS sprawdza się średnio, a głównym daniem jest przede wszystkim co-op, rzecz dziś co prawda spotykana coraz częściej, ale na PC w początkach obecnego tysiąclecia (wow, jak to brzmi!) rarytas. Najciekawsze zostawiłem jednak na koniec – otóż we wszystkie możliwe tryby (a także w singla!) można grać… na podzielonym ekranie, i to do 4 graczy! Mało? To wiedzcie, że ten kwartet z powodzeniem będzie się bawić przez sieć! W czasach, gdy Internet, a nawet LAN mieli nieliczni, posiadacz SS stawał się lokalnym kacykiem. Inna sprawa, że kto wtedy miał monitor większy, niż 17-19 cali…? Po podzieleniu tego na 4, a nawet na 2 zostaje… w sumie akurat tyle, by dostać: a) szału; b) wytrzeszczu. Niemniej jednak dziś wygląda to całkiem smacznie, zwłaszcza, że mamy Starcia HD. Co ciekawe, do gry w pierwsze nadal można znaleźć chętnych, w tym także Polaków.
Żywot Pierwszego starcia wydłużył dołączony edytor, co pozwoliło graczom tworzyć nową zawartość. Co więcej, szpila wspiera nagrywanie dem, więc co zdolniejsi gracze mają łatwy sposób na pochwalenie się swoimi umiejętnościami.



Obrazek


W starożytnym Egipcie też mieli monitoring. Ten w czerwonym ubranku z białą brodą coś kombinuje



CZAS DO ŁÓŻKA DZIECIAKI. JUŻ PO WALCE!
Serious Sam: Pierwsze starcie nie należy do tytułów, które pokazywało się/pokazuje rodzicom argumentując konieczność zakupu komputera. Co prawa wielu grom można przypisać walory edukacyjne albo chociażby rozwijanie wyobraźni, ale Poważny Sam to przykład produkcji nie pozostawiającej po sobie praktycznie żadnej wartości dodanej. To czysta rozrywka, za sprawą której człowiek rozumny na powrót staje się neandertalczykiem, tylko że cyfrowym. I świetnie się z tym czuje!

PLUSY:
- wysoka grywalność
- humor
- killerski arsenał
- dobrze zaprojektowane lokacje, sekrety
- niezła oprawa
- co-op

MINUSY:
- monotonna rozgrywka, raczej na krótkie sesje
- niepotrzebna pełna lokalizacja

WERDYKT: 80%

Niniejszą recenzję znajdziecie również na moim blogu. Zapraszam do czytania i komentowania! Uśmiech



Offline
IgI123 //grupa Growi Bohaterowie » [ Tommy Vercetti (exp. 18750 / 24300) lvl 15 ]0 kudos
Przy wszystkich Poważnych Samach traciłem sporo życia (poza SS2). Monotonne. Głupie. Prymitywne. Cóż z tego, pytam się ja? Nic nie daje równie dużej radosci, co skoszenie minigunem tysiąca bezgłowych kamikaze, byków, i innego tatałajstwa, które serwuje gra. Szczęśliwy

Liczba czytelników: 475817, z czego dziś dołączyło: 1.
Czytelnicy założyli 53792 wątków oraz napisali 675852 postów.