Materdea @ 27.10.2012, 11:55
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Marcin Gortat – Phoenix Suns. Pierwszy rodak w finale NBA od czasu pamiętnego draftu z 2005 roku regularnie pojawia się na parkiecie, zdobywa punkty i powoli staje się gwiazdą swojego zespołu.
Marcin Gortat – Phoenix Suns. Pierwszy rodak w finale NBA od czasu pamiętnego draftu z 2005 roku regularnie pojawia się na parkiecie, zdobywa punkty i powoli staje się gwiazdą swojego zespołu. Wystąpił także w omawianej grze – NBA 2K13 – z mniej bujnym zarostem niż nosi normalnie, ale to drobnostka. I tak najważniejsza jest zawartość dzieła Visual Concepts. A mogę Wam zdradzić, że ta jest wyśmienita!
Zwłaszcza, jeśli główny niegdyś konkurent – seria NBA Live od Electronic Arts – nie ukazuje się na rynku już od kilku dobrych lat. To oznacza, iż cykl sygnowany logiem firmy 2K Games jest monopolistą w temacie wirtualnej koszykówki – i bardzo dobrze, bo jakość gry jest wręcz fantastyczna. Kiedy już ogarniemy podstawowe zagrania i działanie w obronie to rozgrywka staje się czystą przyjemnością, a tego oczekuje się od tego typu tytułów, czyż nie?
NBA 2K13 oferuje całą paletę wariantów zabawy. Od ulicznej koszykówki, przez tryb sezonu samodzielnie uformowaną drużyną, kończąc na stworzeniu swojego alter-ego w postaci zawodowego gracza i zdobywaniu wspólnie z klubem największych ligowych trofeów. Do tego wora dorzucimy także mnóstwo innych, mniejszych ficzerów. Są to m.in. rozbudowany tutorial, który doskonale pozwala odnaleźć się takim zieleńcom jak ja, czy choćby NBA Today – system uaktualniający formę danych zawodników, pozycję teamów w tabeli, wyniki kolejnych meczy itd.. zgodnie z realnymi danymi. Bardzo ciekawy aspekt, dodający mnóstwa charakteru, znanego z transmisji telewizyjnych.
Skoro o tym mowa: elementem znacząco przyczyniającym się do wrażenia, iż oglądamy prawdziwy mecz jest zdecydowanie bardziej dynamiczna praca kamery. Poprawiona względem poprzedniej edycji z „dwunastką” w tytule nadaje bardzo fajnego klimatu, a dodając do tego liczne wstawki sponsorskie (np. firmy Sprite), które atakują nas w powtórkach najlepszych wsadów, w podsumowaniach połowy spotkania czy w wielu innych, mniejszych momentach, uczucie jest tylko potęgowane. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o oprawie graficznej. Konsola konsolą, ale szkaradne tekstury i wcale nie lepsza publiczność zakłóca w pewnym stopniu pełny odbiór produkcji. Na szczęście deweloperzy poświęcili chwilę na dopieszczenie w jeszcze większym stopniu animacji zawodników – jest jeszcze lepiej, niż miało to miejsce rok temu, co niezmiernie cieszy.
Zupełnie odwrotnie sprawa się ma z menu głównym. Pomijam milion beznadziejnych światełek i przesadną „bogatość” w bezsensowne szlaczki, bo to nawet da się znieść, lecz model, gdzie raz akceptacja danej opcji to przyciska A, a później staje się on nieaktywny i trzeba się domyślać, którym przejść do następnej planszy, jest lekką przesadą. Ponadto straszy dziwnie przekombinowany układ – „stroną domową” są 3 kafelki ze stworzoną postacią, miniatura szybkiego meczu oraz wcześniej rozgrywany tryb. Aby rozwinąć normalne menu wcale nie naciskamy „Startu”, a B. Muszę przyznać, że jest to uciążliwa cecha, która na samym początku sprawiała mi spore problemy, mimo że idzie się do tego przyzwyczaić.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler