W tym wszystkim widać jednak, że producenci gry (zakładam, że 3DRealms) wrzucali swoje pomysły trochę „na siłę”, w efekcie czego DNF w dalszych etapach (tych bliższych końcowi gry) znowu zalicza spadek jakości. Wprawdzie produkcja w żadnym wypadku nie schodzi do poziomu takiej słabizny, jaką była na początku, ale ostatecznie niczym szczególnym nie jest nas już wstanie porwać. Momentami zaczyna wręcz denerwować. Gdyż, o ile wkradło się tu jeszcze garść niezłych koncepcji, niektóre fragmenty gry bywają zwyczajnie frustrujące i niepotrzebne (np. motyw nurkowania jest strasznie niedopracowany, a i wspomniany efekt „kurczenia się” często wepchnięto bez większego przemyślenia). W szczególności irytujące okażą się niektóre walki z bossami, nie będące potyczkami ani nadzwyczaj pomysłowymi, ani wciągającymi, a po prostu irytującymi. Nie mogłem też nie odnieść wrażenia, że ostatnie lokacje zostały sztucznie wydłużone, a twórcom wyraźnie zabrakło weny na wykończenie ich. Szkoda też, że nie pofatygowano się o jakiekolwiek płynne zasugerowanie końca produkcji. Nagle, bez jakiejś szczególnej zapowiedzi, ku naszemu zaskoczeniu dotrzemy do sugestywnie nazwanego poziomu „Final Battle”. A zaskoczenie może być tym większe, że w końcu Gearbox zapowiadało rozgrywkę starczającą na ok. 18 godzin zabawy, a tymczasem pochłonie ona w granicach ok. 10-12 godzin.
Warto jeszcze przyjrzeć się pewnym kwestiom technicznym, o których wcześniej nie wspominałem. Mimo dość pokaźnego asortymentu broni, ponieść możemy jednocześnie tylko dwie z nich. Trochę w sumie szkoda, że nie rozszerzono tego limitu, bowiem stosunkowo duża różnorodność przeciwników wymaga dość regularnej zmiany środka zagłady. Oprócz samych giwer, w ruch pójdą także materiały wybuchowe, podzielone na miny (niemal nieprzydatne…) oraz na swojego rodzaju granaty (te znajdą szersze zastosowanie). Z kolei w wyjątkowo ciężkich sytuacjach wspomożemy się takimi cudami jak najprawdziwsze w świecie piwo, wprawdzie nieco zaniżające naszą percepcję, ale jednocześnie zwiększające odporność na obrażenia. Od czasu do czasu łykniemy także garstkę sterydów, dzięki którym wzrosną zadawane przez nas obrażenia w walce wręcz. Z kolei w wyjątkowo krytycznych sytuacjach wpuścimy do walki (wyglądający zupełnie jak my) wabik, który odciągnie od nas ostrzał złowrogich kosmitów. Wyżej wymienione elementy to zupełnie fajne dodatki…
…nie zmieniające jednak przykrego faktu, że Duke Nukem Forever z całą pewnością nie jest grą, na którą przez tyle lat czekaliśmy. Mieliśmy prawo sądzić, że po tak długim okresie dostaniemy grę nowoczesną i pomysłową, a w nasze ręce trafia produkt nadal niedopracowany, przeciętny, bardzo nierówny i na pewno nieoryginalny. Gdyby nowe przygody Duke’a wydano kilka lat temu, moje odczucia z całą pewnością byłyby nieco cieplejsze. Dzisiaj jednak wolałbym, żeby Duke Nukem Forever nigdy nie ujrzał światła dziennego i pozostał niezrealizowaną legendą.
Dobra |
Grafika: Nieco przestarzała i już nie dzisiejsza, kilka lat temu robiłaby na pewno ogromne wrażenie, ale nie dzisiaj. |
Dobry |
Dźwięk: Nie jest zły. Rewelacyjny dubbing i niezły dźwięk zostały przytłoczone przez drażniącą chwilami muzykę. |
Dobra |
Grywalność: Grywalność stoi na bardzo nierównym poziomie. Czasami Duke denerwuje i odpycha. Chwilami potrafi też naprawdę porządnie wciągnąć. Ogólnie jednak szaleństwa nie ma. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Widać, że producenci prowadzili ciężkie boje ze swoimi pomysłami, nie mieli jako-takiej wizji na swoje dzieło i w związku z tym, sporo koncepcji okazuje się zupełnie nietrafionymi. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Nie stoi na najwyższym poziomie, chwilami jednak faktycznie możemy mieć duży wpływ na otoczenie, a i możliwość wejścia w interakcję z różnymi urządzeniami na pewno działa na plus. |
Słowo na koniec: Duke Nukem Forever jest grą "do przeżycia", jednak z całą pewnością oczekiwaliśmy więcej! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler