Jak and Daxter: The Lost Frontier (PSP)

ObserwujMam (21)Gram (17)Ukończone (13)Kupię (8)

Jak and Daxter: The Lost Frontier (PSP) - recenzja gry


@ 07.01.2010, 13:52
Karol "Mendrek" Mondry

Dla wygłodniałych fanów gier platformowych i posiadaczy PSP (lub PS2) zarazem, nastał czas posiłku. Drugi najsławniejszy obok Racheta i Clanka tandem platormówkowy ze stajni Sony, w końcu zawitał w całości na PSP, a także po dłuższej nieobecności na PS2.

Dla wygłodniałych fanów gier platformowych i posiadaczy PSP (lub PS2) zarazem, nastał czas posiłku. Drugi najsławniejszy obok Racheta i Clanka tandem platormówkowy ze stajni Sony, w końcu zawitał w całości na PSP, a także po dłuższej nieobecności na PS2. Mowa o odważnym i nieco awanturniczym Jaku, oraz wygadanym futrzaku – Daxterze. O ile ten drugi miał już swój występ na PSP w grze Daxter, o tyle jego nieodłączny kompan dopiero teraz znalazł czas i miejsce, by się ukazać posiadaczom kieszonsolki. Ma to swoje zalety i wady, o których postaram się wam napisać w niniejszej recenzji, niejakiego Jak and Daxter: The Lost Frontier.

Jak and Daxter: The Lost Frontier (PSP)

Żeby rozbudzić nadzieje (i oczekiwania) fanów, za serię wzięło się studio High Impact Games, znane z udanych przenosin przygód konkurencyjnego duetu - Ratchet and Clank: Size Matters; oraz spin offu tej serii, czyli Secret Agent Clank. Można zatem stwierdzić, że seria wylądowała w dobrych rękach. Nie uniknie się jednak przez to porównań właśnie do przygód kota-mechanika i jego robota-kompana. Ja nie będę patrzył przez pryzmat tych naleciałości, lecz ocenię całość z perspektywy fana platformówek.

Tak więc zanurzamy się w Stary Świat zapomnianych boskich prekursorów i wojen o eco; świat który już z początku okazuje się być właściwie jego agonalnym stanem. Mroczne eco opanowało wszystko wokół, powodując rozpad miast, krain i kontynentów. W akcie desperackiego poszukiwaniu innych kolorów eco, nasi bohaterowie w liczbie trzech (z duetem podróżuje początkująca wyrocznia – Keira) docierają na sam koniec świata. Dosłownie. Jednak i tam nie dane im będzie zaznać spokoju, bowiem wszędzie latają grabiący to, co pozostało eco-piraci, a krainą Aeropy rządzą despotyczni Aeropani.

Tyle z historii wprowadzającej, która rozwija się w ciekawą, choć zalatującą sztampą, fabułę. Mimo pewnej klarowności, ktoś kto nie grał w poprzednie części poczuje się zagubiony. Gra nie oferuje cienia wprowadzenia do wcześniejszych wydarzeń, wrzucając nas w sam środek historii. Nawet mi, który grał w poprzednie edycje, ciężko było z początku określić, w którym momencie dzieje się akcja. W końcu doszedłem, że najwidoczniej jest czymś pomiędzy Jakiem 3, a Jak X: Combat Racing. Na szczęście pierwsze wrażenie, tuż po objęciu sterowania Jakiem, jest bardzo pozytywne. Pierwsza lokacja jest kolorowa i przyjemnie się w niej zapoznaje ze sterowaniem. Gra jednocześnie jasno pokazuje, że etapy będą liniowe, z odrobiną miejsca na sekretne przedmioty do odnalezienia.

W oczy rzuca się też fakt, iż mamy naprawdę ładną grafikę i widać, że w tej dziedzinie twórcy robią z każdą kolejną platformówką postępy. Dodatkowym plusem są podciągnięte antyaliasingiem sceny przerywnikowe, które również zrealizowano z najwyższą starannością.

Choć znaczną część zabawy spędzamy przechodząc poziomy "spacerowe", w drugiej połowie wątku fabularnego sporą rolę odgrywają powietrzne wojaże. Dostajemy prosty, zręcznościowy symulator lotu. Mając do dyspozycji tylko jeden statek, staramy się niszczyć cele i zdobywać złom przeznaczany głównie na ulepszenia. Tutaj już nie jest na szczęście tak liniowo i możemy swobodnie latać po ograniczonym wielkościowo terenie. Mimo że nie jest on specjalnie duży, jest bogaty w szczegóły. To właśnie za pomocą trybu latania przedostajemy się do miejsc w których mamy do wykonania misje. Wraz ze zmianą krainy, zmienia się też otoczenie i dochodzą nowe zlecenia, miejsca i możliwości; a więc zawsze mamy coś do zrobienia. Poza misjami głównego wątku, mamy przeróżne tzw. „sub-questy” - czy to w powietrzu, czy to na lądzie. Niestety, misje te ordynarnie się powtarzają, a ich rodzajów nie jest dużo. Zwiększa się jedynie poziom trudności. Wypełniamy jest zatem głównie dla sowitych nagród - z podkreśleniem słowa sowite (przynajmniej tyle). Szkoda, bo pomysłów na pewno panowie z High Impact mają więcej, co pokazali już wcześniej. Zresztą, wystarczyło żeby zagrali w Ace Combat X: Skies of Deception i zapożyczyli parę tamtejszych rozwiązań. Mielibyśmy wówczas „grę w grze”, a tak mamy tylko zaprzepaszczony potencjał.

Jak and Daxter: The Lost Frontier (PSP)

Na lądzie misje nie wyglądają lepiej, bo w zasadzie ograniczają się do wyzwań czasowych. Te są wymagające i frustrujące. Wymagają od gracza niewiarygodnej wręcz spostrzegawczości, zręczności i cierpliwości. Dla masterujących gry w sam raz i chyba tylko dla nich. Nagrodą przeważnie są sfery prekursorów, za które możemy gromadzić kosmetyczne dodatki oraz „cheaty” do uruchomienia w menu. Na dobrą sprawę, nigdy z nich nie skorzystałem, poza pierwszym razem z ciekawości.

Nowością w serii jest możliwość pokierowania „mrocznym Daxterem”. Nasz sympatyczny futrzak zmienia się w mniej sympatyczne (choć też futrzaste) monstrum, niosące pożogę w obozie wroga. Najbliżej temu do przerośniętego diabła tasmańskiego z wytwórni Warner Bros. i widać nieco inspirację. Poziomy w ciele kreaturki z charakterkiem są objęte rzutem izometrycznym i odświeżają rozgrywkę. Niestety, wkrótce nawet w nie wkrada się schematyczność i monotonia.


Screeny z Jak and Daxter: The Lost Frontier (PSP)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosRafal1819   @   19:02, 07.01.2010
Kurczę, kupię te gierkę choćby dla samego dubbingu.
0 kudosOneWingedAngel   @   12:28, 16.01.2010
Kawał dobrej roboty ! Gra niesamowita , choć jako plus dubbingu bym nie dał ponieważ usłyszenie oryginalnych głosów postaci jest o wiele lepsze i jak na grę platformową aż taka krótka nie jest.
0 kudosilekt   @   20:39, 19.01.2010
kupię tą grę bo mam tej gry wszystkie ine odcinki polecam ją.
0 kudosDarkek   @   21:40, 03.02.2010
no i widze ze cezary sie podnosi popularnoscią