Sądzę, że będzie też spore grono osób, które chętnie powrócą, aby nieco inaczej zrealizować część misji. Są tu bowiem zadania toczące się na bardziej otwartych mapach, na których jest wiele dróg prowadzących do celu. Dla przykładu, przez napotkaną wioskę można przelecieć niczym Rambo, ale da się też wejść na pobliski młyn, dokładnie przyjrzeć się okolicy (oznaczając przeciwników), a potem przemknąć niepostrzeżenie (ewentualnie wybić wszystkich ze snajperki). Możliwości jest całkiem sporo, a projekty map są naprawdę sumiennie przemyślane.
Na pochwałę zasługuje też opracowanie wyposażenia naszych żołnierzy. Graficy, kiedy zdecydowano się na pierwszą wojnę światową, wiedzieli, że będą musieli możliwie jak najdokładniej odwzorować sprzęt, jaki w tamtych czasach poruszał się po polach bitwy. Trzeba przyznać, że modele pojazdów opracowali z wyjątkowym pietyzmem. Mamy genialnie wyrzeźbione czołgi (ciężkie i lekkie), wyglądające jak żywe pojazdy opancerzone, naturalnie rozpadające się w powietrzu samoloty, a także wszelkiej maści pistolety, karabiny, strzelby i granaty, jeśli chodzi o sprzęt, który ze sobą targami. Wszystko zaprojektowali wręcz wyśmienicie.
Całkiem nieźle radzą sobie też algorytmy sztucznej inteligencji. Wirtualni żołnierze potrafią atakować, flankować, chować się za zasłonami, a nawet organizować swoje działania tak, aby jedna grupa próbowała nas zajść od tyłu, podczas gdy druga po prostu odciąga naszą uwagę. Niestety jest też coś, co nie do końca mi się spodobało. Otóż przeciwnicy mają sokoli (z domieszką sowiego) wzrok i potrafią nas wypatrzyć z ogromnych odległości oraz nawet w całkowitych ciemnościach. Jakby tego było mało, pokazanie się im raz, a potem zniknięcie z oczu i kontynuowanie w całkiem innym miejscu nie oznacza, że oponent nas zgubi. Skubany momentalnie nas dostrzeże, jak tylko wystawimy nos zza murku. Telepatia, czy jak?
Jakkolwiek by nie było, ogólne doświadczenie strzelania wypada pochwalić. Każda broń zachowuje się w charakterystyczny sposób. Nie ma jednej, zdecydowanie najmocniejszej, co sprawia, że każdy grający znajdzie coś dla siebie. Strasznie podobało mi się to, że wreszcie nie ma pocisków namierzanych laserowo i przeróżnych innych nowoczesnych gadżetów. W Battlefield 1 liczy się przede wszystkim spostrzegawczość oraz refleks. Rozgrywka jest jakby surowa, co w mojej opinii jest ogromną zaletą gry.
Zaletą, która dotyczy nie tylko trybu dla jednego gracza, ale także – a może przede wszystkim – rozgrywek wieloosobowych. Strzelanie już dawno nie sprawiało mi tak dużej frajdy i mimo że jest ono uproszczone względem bardziej wymagających shooterów (wspomagane celowanie), mnie osobiście to nie przeszkadzało. Bawiłem się bardzo dobrze, powoli brnąc w rankingach.
System awansowania jest banalnie prosty. Za wszystkie poczynania na polu bitwy, także za zadawanie ran, a nie tylko za zabijanie, gromadzimy punkty doświadczenia. Te odblokowują natomiast dostęp do nowych rodzajów broni. Jako że wachlarz uzbrojenia jest niebywale szeroki, osoby lubujące się w zbieractwie na pewno będą zadowolone.
Podstawą rozgrywek sieciowych jest system klas, w ramach którego dostajemy wielu różnych żołnierzy, posiadających bardzo unikatowe uzbrojenie oraz umiejętności. Chociaż korzystanie z każdej z nich, a jest m.in. szturmowiec, wsparcie, skaut oraz medyk, nie jest obowiązkowe, często zmuszany byłem do zdecydowania się na takiego, a nie innego wojaka ze względu na wymagania danej mapki. Ku mojemu zaskoczeniu, szybko przekonywałem się do kontrolowanego jegomościa, co stanowi świadectwo tego, jak solidną robotę wykonało DICE. Nie ma tutaj lepszych i gorszych jednostek – każda jest po prostu unikatowa i nadaje się do innych celów.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler